"Każdy ogród ma swoje tajemnice
Zapętleń moc zacięta jak miecz "
KDZKPW.
Za to jabłuszko serdecznie dziękuję Madzi, która raz na jakiś czas spontanicznie otwiera swoją magiczną torbę i wyciąga z nich 6 sztuk tych pysznych cudeniek i częstuje nas nimi. Poprzednia sesja w której wystąpiło jabłko także dzięki niej;) Dlaczego akurat te? bo są tak malutkie i tak "uroczo" wyglądają, że aż szkoda je zjeść:) Za bardzo roztkliwiam się nad takimi rzeczami. wykrelślić.
Hm, truję motyw cynamonowy. A co:P pierwsze próby z cynamonem z pseudo czymś co miało być w pierwotnym zamierzeniu "namiotem bezcieniowym" oczywiście hołmmejd, ale okazuje się, że trzy zupeełnie różne źródła światła nie za dobrze wypadają. Chociaż nie jest tak najgorzej. Nie pytajcie co to jest, to dziwne krzaczkowate, bo znalezione jakiś czas temu na spacerze z Natalioną. Za Cukrownią rośnie tego okropnie dużo.
Pierniczki a sprawa świąteczna
Jestem chyba od nich uzależniona. I chyba to one mnie doprawiły w czwartek. Dlaczego one? Długa historia, idealna na takie sobotnie popołudnia, kiedy ma się sprzątać, a tak bardzo się nie chce. Święta czają się gdzieś w kącie, ale nie czuję jeszcze ich sapania na karku. Są, bo są, tak trochę nijak. I nie chodzi tu bynajmniej o kwestię wszędobylskich reklam i motywów świątecznych. Tak po prostu jakoś inaczej jest w tym roku. Grudzień przeleciał zanim sie spostrzegłam. Nawet nie wiem, co się ze mną działo w tym czasie. Jakieś dziwne zawieszenie w próżni. coś ciągnie mnie w chmury, znów coś w dół ale pojawia się siła równoważąca, która sprawia, że ani nie spadam, ani nie lecę w górę. niepojmuję. I znów zbaczam z tematu.
Wracając do tematu pierniczków. W czwartek Mundasowej zachciało się chemicznych sewendejsów. A ja wolałam pierniczki. I tu pojawił sie konflikt (może nie tyle półkul mózgowych, bo tu inna historia). Sklep z piernikami mieści się poza terenem szkoły (taak, to teraz sama na siebie ukręcam bicz;P) a sklep z sewendejsami w szkole. Ani Kotek ani Mundasowa nie wyrazili chęci na spacer w rześkich warunkach pogodowych (0 stopni, i kurtka w szafce na końcu świata za drzwiami). Więc poszłam sama. A raczej pobiegłam. Bo przerwa się kończyła a mroźne powietrze wżerało się w płuca. Oni nie wierzyli;) mówi się trudno. Pierniczki idealnie pozują do zdjęć, które z niestety nie trwały zbyt długo, z racji ich pierniczkowatego charakteru. Ju noł, łot aj min.
Okruszki. Najlepsze;) to zdjęcie przypomina mi o zapowiadanym pierniczkowym porwaniu. Niech żyją poznańskie pierniki, no nie?:}
"bursztynek bursztynek, znalazłam go na trawce..." zdecydowanie kolejny motyw do zdjęć.
Agatko, powracają wspomnienia z Niechorza? Bo do mnie bardzo, Niechorska nalewka bursztynowa bez nalewki. Sam bursztyn:}
Zdjęcie dla Mietełki, bo chciała, a to wydaje mi sie najodpowiedniejsze dla niej:) Z przeprosinami, że jeszcze nie nagrałam jej zdjęć z osiemnastki i w ogóle tak o:} żeby jej było tak jakoś cieplej dziś, bo okrutnie mroźno na dworze, aż mi prawie kapcie przymarzły jak wyszłam na balkon. Te same, z MOCKBĄ na przedzie. Dobra. majka, bierz sie wreszcie za sprzątanie:P

Moment:> jeszcze tak trochę, skoro mam czas i chęci na pisanie (a mówić nie mogę).
Wczoraj to w ogóle był jakiś szalony dzień. Najpierw wagary, albo wagarzyska. Tylko 5 osób na lekcji. A my myjemy Okna u Mundasowej (tzn ona myje, ja ściemniam:} a Kotek śpi przed TV oglądając Disnej szanel). Lubie te chwile, kiedy nie trzeba się zbytnio stresować, bo wszystkie zawiłości wreszcie się wyjaśniły. Fajnie tak po prostu pogadać o tym wszystkim, o czym się nie mówi w szkole z racji braku czasu i wszędobylskich "gumowych usz" (nie czepiać się odmiany, bo to specjalna odmiana jest). Później poszło z górki. Odezwała się moja 4 letnia czkawka, prawie straciłam palec przy zmywaniu, później zepsułam światło w całym domu jednym tylko ruchem ręki. ah. jest fajnie. No i przegapiłam koncert happysadowców. Szkoda, byłby już trzeci...

This entry was posted on sobota, 15 grudnia 2007 and is filed under ,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

3 Responses to “ ”

Anonimowy pisze...

wracają, wracają. one są właściwie cały czas gdzieś obok mnie, się czają i czasem sobie na wierzch wychodzą. a tu sobie przypomnę koncert i twoją kredkę i nasze zaczajenie na Quke, a tu zimny piasek podczas nocnych posiadówek z siostrą, a tu uciekające do morza japonki z jamajki i moje nieuciekające glany. i te malunki na promenadzie przy latarni i ciepłe bułeczki z serkiem śmietankowym i pomidorem i odzież duńską i strasznie długi las pomiędzy niechorzem a pogorzelicą i ahhhh, no ciągle coś. w końcu odkąd miałam 3,5 latka, rok w rok tam byłam. byłam, bo już nie jestem... tak się to jakoś rozjechało niefajnie, że mnie tam nie ma. i jak sobie o tym pomyślę, to aż mnie ściska. eh
w każdym razie wspomnień całe worki :) i te wspomnienia niewyobrażalnie przyjemnie i mocno ogrzewają mnie od środka, dzięki czemu w zimne, niefajne dni jak dziś, jest miło, ciepło i całkiem fajnie ;)


a chcesz pierniczka mojej roboty? :)

Anonimowy pisze...

no ba:D pewnie że chcę pierniczka od Ciebie:D a uśmiecha się? bo nigdzie sklepie nie moge znaleść uśmiechniętych a sama piec pierniczków nie umiem. Ciastki, placki, i inne czary mary owszem, ale pierniczków nie umiem:(

Tamte wakacje... hmm, to było coś:} a mnie tak w pamięci utkwił ten jeden moment, dzień po koncercie, kiedy to baardzo kaleko chodziłam po mieście i przystanełam przy stoisku z książkami, które mieściło się obok tego z Kebabami, pamiętasz?:} i wtedy Ty szłaś, ze swoją Mamą:} i się śmiałyśmy, że obie tak pokracznie się czujemy po tym koncercie. Świetnie mentalnie, ale tak jakoś pokracznie fizycznie... ahh...:}

a wczoraj niedaleko mojej wsi happysadowcy grali znów. Ale mnie choroba przydusiła w dum. I ni ebyło mnie tam:(

Jak miętowe myśli? klarowne?

Anonimowy pisze...

ojjj, bardzo pokracznie nam sie wtedy chodziło :) i w sumie nic dziwnego, bo tańce i hulanki były bardzo intensywne ;)ten lejacy deszcz i my tacy brzydcy i mokrzy...ahhh ;)

choroba? co za choroba? ojjj, niech się ona nie wygupia bo ja pszyjde i ją wykopie ;D



miętowe myśli powiedzmy, że klarowne. jeśli słoneczko zaświeci na żółto, to dwa razy klik, hej, terefere, jakieś bzium cium i gotowe ;)
przynajmniej na chwilę obecną tak mi się wydaje ;)


a te pierniczki, to właściwie nie mojej roboty, że ja od początku gniotłam ciasto etc. ja wałkowałam, mąką sypałam, kształty wycinałam, na blaszke układałam, do pieca wsadzalam, lukrem lukrowałam i z blaszki zdejmowałam ;D aż tak, żeby całkiem, to nie ;)
całkiem to ja mogę ciaski i placki, jak ty :)


miłej niedzieli :)