Między nocą a dniem...A raczej między nocą a nocą. Uwielbiam późno jesienne poranki, bo wtedy jestem na nogach prędzej niż słońce i z czystym sumieniem mogę powzdychać nad przezajebistością wschodów słońca. A z mojego okna widać je doskonale. Jakże smaczne jest śniadanie o smaku płonącego nieba. Wiem,że to trochę infantylne wrzucać tego typu "landszafciki" ale to mi otwiera jakby nie patrzeć dzisiejszą sesję. ot, co.
This entry was posted on niedziela, 9 grudnia 2007 and is filed under sesja. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.
Prześlij komentarz