MUCHY w Rozchulantynie.
Nowocześnie terroryzuj, romantycznie hipnotyzuj...
Zwiedzam z Tobą chodnik ostatni raz...
Pamiętam, poszliśmy do domu kultury, tam starzy ludzie uczą się tańczyć.
Trwa w podomkach miejski fitness...
Zatańczymy jak owady, przy zakurzonej żarówce, najlepiej na obcasach i po dużej wódce.
Szymon i Piotrek. Szymoon, Szyymoon, pacz, macham do Ciebie i mówię Ci cześć i wpadnij kiedyś jeszcze raz :)
Mów mi tak aż Ci nie powiem, że masz przestać.
Wywiady pokoncertowe to jest ta chwila, dla której warto taszczyć się 7km i czekać i czekać i czekać przeszło miesiąc. plus godzinę.
Hm, ostatnie namaszczenie? czy błogosławieństwo na nową drogę życia pokoncertowego? cokolwiek by to nie było, sympatycznie było.

Tadzik, mów se co chcesz. Ja tam kupuje to co Oni zaserwowali. Kupiłam i przepadłam w tej ich muzyce. Darek, może nie będziesz ze mną rozmawiał, bo jedyny tekst Alcatrazów jaki pamiętam to
"jesienna trawa, jak kolory duszy przed rozstaniem"
ale może kilka słów o samym koncercie:
Na miejsce dotarliśmy pół godziny przed czasem, czyli w okolicach 18.30. Przy drzwiach Lokis poinformował nas, że zespół jeszcze nie przyjechał, ale jest gdzieś pod Krotoszynem i już wkrótce ;) Zajęliśmy "lożę" na wprost drzwi, a mi zaczęło się objawiać takie jedyne tego typu uczucie, które można doświadczyć tylko i wyłącznie przed takimi koncertami. Zdenerwowanie, dynamicznie przydzielane IQ dawało się we znaki, nadmierne rozgadanie, roztargnienie. Z każdym kolejnym otwarciem drzwi warczałam coraz głośniej. Przywykłam już do malutkich, klimatycznych koncertów z 20, 30 osobami na sali i zespołem. A tu pacz, tłoczno się zaczęło robić. No nic, moje egoistyczne pobudki niestety, albo i stety nie dały rady zablokować ludzi czy coś i już wkrótce drzwi otwarły się ponownie, ale tym razem stało się coś dziwnego... Lokis, który do tej pory skrupulatnie wycinał nożyczkami bilety i pobierał opłaty w wysokości 10zł, teraz wpuścił na salę 4 panów, bez żadnych ceregieli i sprzedawania biletów. Oni nie wiedzieli, ale ja wiedziałam. To byli ONI. To przybyły Muchy. No i było po mnie. Po raz pierwszy tego wieczoru (bo wcześniej było po mnie na ang, ale to inna historia). Zaczęli się wnosić i rozpakowywać i już było czuć radosne koncertowe podniecenie. Nie ma na co czekać, jak pomyślałam, tak też zrobiłam i uciekłam na przeciwko sceny. A później potoczyło się jakoś tak szybko. Za szybko. Sekundę. cdn.

This entry was posted on sobota, 8 marca 2008 and is filed under ,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

One Response to “ ”

Anonimowy pisze...

ALKATRAZ a nie ALKATRAZÓW do chuja.