Ptaszek Ernesta.
Czekaliśmy sobie na przystanku na nasz autobus i Ernest zobaczył ptaszka, powiedział: "stój! on jest mój" i tak stał się ptaszkiem Ernesta. W ogóle z tym czekaniem na autobus to są zabawne historie:)
"bo ja chce zrobić ujęcie jak on będzie topił dziub!" jak powiedział, tak też zrobił.
A ja wolałam kółka na wodzie. Fetysz? niee.
I narcyzik. Jego historia jest dosyć smutna. Kiedy szłam z Mundasową do szkoły załatwiać interesy, to jacyś panowie przed szkołą wykopywali kwiatki i sadzili tam jakieś inne pierdy. No i ten narcyzik wylądował w koszu. A że był taki malutki i w ogóle nie upsuty, to aż zaniemówiłam z oburzenia i pytam gości "proszę panów, dlaczego ten kwiatek jest w koszu?! czy nikt go już nie potrzebuje?!" odpowiedzieli, że owszem, nikt. Więc bez chwili wahania przygarnęłam go do siebie. I teraz rozkwitł jeszcze śliczniej w buteleczce po brylantynie, która miała służyć jako rozpylacz do wody. zdjęcie baj mi.
Ernestowy strzał po raz wtóry. Tym razem w klimacie hardkorowego emo.
No i ponownie to samo.
I teraz moja interpretacja tematu ;) Emo świat z mojej perspektywy.
Wracamy.

Jak tak sobie myślę, to jeszcze robiłam zdjęć w autobusie. Szkoda. Bo ciekawe rzeczy można niekiedy tam znaleźć. Dwa tygodnie. Dużo i niedużo.

7 dni.

This entry was posted on sobota, 12 kwietnia 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

One Response to “ ”

majs. pisze...

eh.ah.oh. bosko, narcyzowato , deszczowo, aczkolwiek miło. super, jeszcze bardziej super. pozytywno-pozytywnie. bless ;>

[pomysłowość tego komentarza jest po prostu rozbrajająca.]