To ja, narcyz się nazywam.
Dosyć spontaniczna i dziwna w realizacji sesja kwiecista.
Motyw Włóczykija będzie się przewijał ilekroć będę miała pod ręką aparat, Włóczykija, makro i pół kilograma ciekawego motywu.
Zabawa światłem, dyfuzorkami, długimi czasami naświetlania, makrem, tłem, statywami i w ogóle niecodziennie.
4 sekundy naświetlania. Uczę się nieoddychać. Bo póki co, statyw w porządku, ale kapkę niestabilny i za lekki na takie czary mary. Więc trzeba nacisnąć spust migawki i postarać się przez 4 sekundy nie oddychać i nie ruszać się ani milimetra w prawo czy w lewo.
I kwiatek dla:
Agatki, bo wyraża szczere "aaaj" na widok pewnych zdjęć i ma szczypawiczną traumę z dzieciństwa i spotkam ją już za tydzień.
Sylwii, bo ją boli noga bo zrobiła sobie poważne aua, żeby tak ją chociaż trochę rozweseliło :)
Mundasa, bo ten co miał być jest niewiadomo gdzie i to tak niesympatycznie troche.
Michała, bo od 3 dni dzień w dzień raczy mnie coraz smakowitszymi porcjami zdjęć ;>
Ernesta, bo zrobiliśmy sobie małe dokształcanie z inglisz w autobusie ;)
wiecznych malkontentów, żeby poczuli, że wiosna już przyszła, a to, że deszcz pada, znaczy jedynie tyle, że aniołki płaczą. A po płaczu zawsze (w mniejszych lub większych odstępach czasu) przychodzi śmiech i radość.

I tak co-nieco na deszczowe popołudnie. Endżoj!

Uważajcie na kałuże.

Nie mówię tego, tak o. Bo nie mam nic do roboty. Owszem, mam i to dużo. Co? Pilnowanie wody, żeby nie uciekła w parze z parą. Albo obieranie kiwi. Albo zastanawianie się co jeszcze. Ale proszę was, uważajcie. Opowiem wam małą anegdotkę. Idę sobie ze szkoły. Chodnikiem. Jak zwykle zresztą. I padał deszcz. Nie, sory winetu, wtedy już nie padał, zanosił się na padanie, ale chwilowo się wstrzymywał. Padać nie padał, ale kałuże już porobił. Więc idę. Płyty chodnikowe układają się w dziwne mozaiki. Nie deptam na linie. Chcę pokochać kogoś sensownego, świnie mi się nie widzą. Idźże już wreszcie, mówię do siebie, zostawiając gdzieś z boku tą dziwną metafizykę. I wtem przejechał pan na rowerze, motorze, w samochodzie, autobusie, tramwaju, w trolejbusie i na hulajnodze. I rozpruł kałuże na milion kropel. I kilka z tych milionów kropel zadomowiło się gdzieś na mnie. Nie mówię wam tego, żebyście mieli jakiś uraz do kropel i do kałuż. Nie, bo te są naprawdę w porządku. Mówię to dlatego, że nawet jeżeli nie rozumiecie po kaszubsku, czy ten zielony sok z kiwi ścieracie zwykłą ścierką do naczyń, a nie wilgotną gąbką, to w końcu macie prawo wiedzieć. Powiecie może „wódz nie zdradził szczegółów”, powiecie może także, że to „zbrodnia” albo i nawet mord! O zgrozo, a tu zwykłe rozkropelkowanie. Uważajcie na facetów na hulajnogach. Uważajcie na tanie promocje. Na psy umaszczenia biszkoptowego. Na kudłate Hieronimy. Na zło czające się wszędzie. Na umiarkowany klimat, prognozy pogody na TVN pogoda. Na przypadki losu, zielono-czerwone światła na przejściach dla pieszych i deszcz. Na ten ostatni uważajcie najbardziej. Bo on robi kałuże.

Proszę ja was drogie dzieci,

uważajcie na kałuże.

This entry was posted on sobota, 12 kwietnia 2008 and is filed under ,,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

One Response to “ ”

Anonimowy pisze...

no dzień dobry, czy może raczej dobranoc? :)
właśnie sobie wracam z tej przytupajki, co to ci pisałam, tylko nie wiem czy doszło.
(bo wiesz. wieś, to i zasięgu nie ma).
no więc wracam sobie, wchodzę jeszcze na chwilę dla zrelaksowania TU, patrzę, a tu coś dla mnie :)
dziękuje po stokroć :) poczułam taką....hm. majkową bryzę normalności ;)

jak tak tu teraz siedzę, to w głowie mi coś robi umcyk, umcyk. i w ogóle mi blado i zimno i oczko mam w rajstopach.
jak to dobrze, że kolejną sobotę spędzę w tak doborowym towarzystwie ^^