COMA

tak długo i tak często cytowałam na kavie piosenki COMY, że kiedy w końcu przytrafiła się ku temu okazja poszłam na ich koncert. Żałuję. Cholernie żałuję, że nie miałam przy sobie normalnego aparatu, chociaż ten w komórce (niech stracę ;P) też nie był aż taki najgorszy i jakoś dawał radę. Nie jest to żadna rewelacja, ale nie chodzi tu o jakieś cuda niewidy ale o klimat jaki się wtedy wytworzył.

dobre 2,5 godziny grania zleciały szybko, bardzo szybko. Za szybko. Jacek chciał uciekać przed końcem i gdybyśmy wtedy wyszli, ominąłby nas niesamowity spektakl, którego wszyscyśmy byli udziałem.

Ha, a to zdjęcie mi się podoba:> światła ze sceny, potfornie wolny autofokus i w sumie nie taki najgorszy aparat w Pradzie czasami daje niezłe efekty:} Z każdym kolejnym krokiem byłam coraz bliżej sceny. Fajno :}

Podobały mi się światła. Wizualizacje, niesamowita charyzma Roguckiego, jego aktorskie zagrania, to, jak porywał ludzi do zabawy, to, że rzucił się w tłum i tym samym stał się jednym z nas, to, że widać było, że dobrze się bawi:}

Na szczególną uwagę zasługuje jeden fakt, jedno zdarzenie.

przy TYM utworze. Po prostu miazga. Inaczej tego nie potrafię określić.

No :} takie chwilowe oderwanie od rzeczywistości, która chociaż ostatnio coraz bardziej przytłaczała, teraz zdaje się znów mrygać do mnie na kolorowo ;)

Dzięki Wam, dziadulce przebrzydłe wy ;D a tak serio, to Poznań to miłe miasto Kasztaniaków :}

This entry was posted on środa, 3 grudnia 2008 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.