Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Zdunach
Standartowo jak co roku grochówka, swoją droga zacna i jedyna w swoim rodzaju;>
No i moja ukochana wieś :} w śniegu i z ludźmi, którzy wyszli zza pieca na mróz i tacy byli zagubienia w miasta sieni...
Taki mały dżołk z mojej strony ;} Z Bartkiem. Kiedy ruszamy w trasę? :P
No i ogrrroooomna scena, może niekonieczne z lotu ptaka, ale stąd wygląda całkiem przyzwoicie ;)
Wiecie, bo generalnie nie ważne, czy było miliard ludzi, czy 100. Ważne, że było zabawnie, że udało nam się pomóc dzieciom i że akcja Jurka po raz kolejny udowodniła, że jak trzeba, to potrafimy się zjednoczyć. A już totalnym ukoronowaniem takich akcji jest to, że tak naprawdę nie potrzeba wiele, żeby zacząć sympatyczną znajomość, która powinnabyła zacząć się już dawno temu, przy okazji Dni Zdun... ;)

Ech, widocznie tak miało być.

W tym samym czasie, kiedy imprezowaliśmy na rynku, nosiliśmy kawę chłopakom od nagłośnienia i prowadziliśmy mroźne rozmowy o niczym, w Poznaniu Cris truł się z jedną małpą. Nie bójmy się użyć tego słowa. Każdy kij ma dwa końce, a kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Mam nadzieję, że burza przyjdzie prędzej, niż się ktokolwiek z nas spodziewa.
Alleluja.

This entry was posted on poniedziałek, 9 lutego 2009 and is filed under . You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.