Zabiorę Cię ze sobą, jeśli chcesz...
(zabierz, chcę.)
Indios Bravos w Eskulapie 14.03.2009 (i w Empiku)
W empiku. Udało mi się uchwycić w pewnym momencie jego spojrzenie. Magnetyzujące, a zarazem peszące przeżycie :>
Z początku wydawał się być nieco zagubiony i jak gdyby w cieniu drugiego Piotrka. Banacha. Który pisze teksty, muzykę i w ogóle gra na gitarze. Coś jak gdyby informacja prasowa.
Aaa i tutaj z Agą, Gutkiem i Piotrkiem. Wyszłam beznadziejnie, jak zwykle. Ale w tym zdjęciu jest mnóstwo emocji i wydarzeń które miały miejsce przed, w trakcie i po spotkaniu. Tyle, że tego się po prostu nie da opisać:D Zresztą, Agg wie, jak bardzo rozedrganego i rozchachanego czisburgera później jadłyśmy :}

Koncert.
Będzie pewnie w diabły monotematycznie, ale z każdym kolejnym zdjęciem wracają te wszystkie minuty, sekundy przed koncertem i w trakcie, kiedy stałam przygnieciona do barierki półtora metra od Gutka, który miał w sobie energię, jakby napromieniowało go co najmniej 10 Czarnobylów.
A ten pan tutaj miał niesamowicie uchachaną minę przez caaaaały koncert. Doskonale pasuje do tego zespołu. Przywodzi na myśl jakiegoś szalonego indianina, z tymi długimi czarnymi włosami i rozognionym spojrzeniem. Mega.
Absolutny FAWORYT z tychże koncertowych zdjęć. Wg mnie, i dla mnie (to tylko moje subiektywne zdanie) to najlepsze i najcudniejsze zdjęcie koncertowe jakie do tej pory udało mi się zrobić.
Och! Ach! nie trzeba byyyło :} Dziękuję! dziękuję! jesteście za... fajni :}
Raz tylko jeden jedyny światło cudnie zaświeciło na pana od basu. Nie mogłam tego nie wykorzystać. Z tego zdjęcia tez jestem zadowolona.
Trudno było robić zdjęcia, skoro za plecami szalał tłum, barierki całe się trzęsły, a ręce drżały z emocji ;]
Uwielbiam robić zdjęcia na koncertach, bo wtedy, jak nigdy jest
  1. niesamowite światło, mnóstwo kolorów, genialne efekty, dym.
  2. w zależności od zespołu - rewelacyjna muzyka
  3. ulubieni artyści praktycznie na wyciągnięcie ręki
  4. na żywo jest zupełnie inaczej, niż słuchanie muzyki z płyty.
  5. mnóstwo pozytywnej energii, która utrzymuje się w głowie i w sercu przez następne kilka dni. Cudowny zastrzyk energii.
  6. całe dużo emocji. Nigdy nie wiesz, kiedy upolujesz najlepsze ujęcie, co na scenie zrobi zespół, albo jak zachowa się publiczność.
To wszystko i jeszcze więcej składa się na niesamowitość koncertów. Bogu dzięki, że artyści wymyślili się kiedyś i koncertują. Bo inaczej brakowałoby mi chyba czegoś do szczęścia... ;)
Piotrek Banach
Indios Bravos w kwadracie. Podoba mi się światełko.
I koncertowa-przypadkowa abstrakcja. Musiałam :}
Kurcze, sam Gutek. Dlaczego? to proste. Właściwie cały koncert stałam na przeciw niego niemogąc ruszyć się w żadnym kierunku. Zresztą nie chciałam. Jestem pewna, że gdybym wyszła wtedy, w połowie, lub nawet pod koniec koncertu sprawiłoby mi to ogromne rozdarcie psychiczne i bym się nie pozbierała przez ten tydzień, który powinnam skakać z radości :>
Jakoś tak szatańsko doświetlane lampą, przez co wyszło jak wyszło, ale mimo wszystko jestem zadowolona z efektu. A co ;]
A to nie wiem jak się zrobiło, ale pewnie jeden z tych "odrzutków", które dawno powinny wylądować w koszu, a ciągle "zdobią" moją galerię. Mam do nich sentyment.

No i po pierwszym koncercie z zaplanowanych chyba 5. Samopoczucie - REWELACJA. Wspomnienia - nieziemskie.
Podsumowując.
Koncert świetny, pełen emocji, czadu, tego czegoś, co sprawia, że nie chce się wracać do domu tylko zostać i słuchać i oglądać i słuchać. I oglądać. I słuchać...
Na uwagę zasługują muzycy, w których widać pasję i radość z grania i tworzenia muzyki. Cenne. Dodatkowo Gutek urzekł mnie swoim scenicznym szaleństwem, tym, jak się ruszał na scenie i przejęciem z jakim śpiewał. Zresztą próbkę tego możecie zobaczyć niżej. Zdecydowanie chcę jeszcze raz!


Ach! ach!

This entry was posted on poniedziałek, 16 marca 2009 and is filed under ,,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

One Response to “ ”

Cristián pisze...

Hello! So, this is Indios Bravos ;) and you upload a video too! very nice. I'm glad you went to this nice concert. I recently added some pictures from Cuetzalan in my blog. As I told you, it was a magical place, all green but very wet, it was raining all the time. We also made a stop in a dry mountain to study liverworts there. It was exhausting but very nice. I was swimming in the lake with clothes and collecting color stones. In the town they also said good day to every person, just like in Zduny. They were speaking another language there (mexican) They had nice food but not so nice as in your home of course ;}. Greetings for you. And I am happy you still alive! I was worried, you know? hugs!