Trzebicko.
czyli kolejny wyjazd fotograficznego Kolgejtu Zdunowskiego.
Pierwszym motywem który rzucił mi się w oczy po przyjeździe na miejsce były właśnie te rozległe pola, teren pagórkowaty i przepysznie zielony. Dużo lasów. I spokój, święty spokój. Sympatycznie.
Spodobała mi się ta Plebania i taki specyficzny klimat wokół niej. Sielankowy i spokojny jak cała okolica. Bielone krawężniki, kilka pomieszczeń gospodarczych, drzewo, które dopiero co zakwita. Przypominają mi się wakacje u rodziny na wsi.
Kurcze, chyba sporo bym dała, żeby obudzić się kiedyś rano i właśnie taki widok zastać za oknem, zamiast setek dachów, kilku drzew i smutnych ludzi spieszących do pracy.
Całkiem sympatyczne drzewo. Z albinosami-liśćmi. Urokliwe.
Kora.
I ruiny zamku. Ech, dziwna z tym zamkiem historia. Tzn nie tyle z zamkiem, co ze zdjęciami. Wpierw ruszyliśmy z Marcinem do przodu, zostawiając Mirka i drugiego kumpla w tyle, później przy wejściu zaatakował nas taki przeokropny Fafik. Taaaaaaki ogromny był. I taaak ogromnie szczekał, Marcin poszedł, a ja czekałam przed barierką. To było trochę głupie, bo jakby wtedy Fafik poleciał w moją stronę to nawet nie musiałby głowy schylać, żeby mnie haknąć... o tym nie pomyślałam (tak na początku).
Marcin poszedł, Mirek z kumplem przyszli, pies poszczekał i już wszyscy robią zdjęcia, a ja jak taki osiołek czaję się przed wejściem. Moja wina, że przez 9 lat miałam tylko Turbisia? który ani nie szczekał, ani nie gryzł (za mocno) i generalnie był przyjaznym królikiem?
W końcu po długich namowach Fafik poszedł, a ja mogłam wreszcie podejść bliżej... uch. Stresfull.
Ale warto było. Ruiny imponujące, próbowaliśmy wejść do środka, ale to już by było naprawdę pchanie się do gipsu. Więc podziękowaliśmy. Później słońce gdzieś zaszło, pogoda się upsuła i generalnie wszystko wyszło jakoś dziwnie, ale mimo wszystko sympatycznie. Z wypadu jestem zadowolona.
Kolejny wyjazd już 3 maja (jak dobrze pójdzie) jeszcze nie wiem dokąd, ale pojedziemy. Reklamy TESCO mnie rozbrajają :D

Dobra, reasumując. 3 dzień egzaminów gimnazjalnych, ktoś wrzucił do Internetu rozwiązania. A dyrektorka gimnazjum z którego wyciekły testy trafiła do szpitala. Nieźle.

cóż no, mówi się trudno. Takie uroki globalnej wioski, jak wiadomo, plotki po wsi chodzą w tempie błyskawicy.

Ahoj! ;}

This entry was posted on środa, 22 kwietnia 2009 and is filed under ,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.