Porshe 928. New way.

Znalazłam dziś auto... It's a new way, it's a new start. Ludzie święci. Wsiąść w to auto i odjechać daleko stąd. Albo nie odjeżdżać, ale wsadzić w nie kilka osób i wysłać do Boston "Maseczjusec" i kuźwa nigdy więcej ich nie oglądać. Przemawia przeze mnie wredność, żal i rozgoryczenie. No łał, odkrywczo, nie ma co tamto. Pewien etap pt. "Muzeum" zakończony. Spokojnie rzec mogę, że mimo wszystko spora część tego czasu była zdrowo z***. Dzięki U. w głównej mierze. Chociaż ostatni miesiąc to już naprawdę gra na dwa smyczki. Ledwo zdzierżyłam.
Nie planowałam narzekać. Zbyt dużo i zbyt mocno. Ale trochę trzeba wyrzucić z siebie, zanim pójdzie się dalej. Zmarnowałam sobie całe zeszłoroczne wakacje. Wielokrotnie podstępnie i niecnie wykorzystywana do różnych beznadziejnych rzeczy. Do pisania prac na studia, do robienia zdjęć do pracy (na studia) do biegania po śmietankę, do robienia dobrej miny do złej gry, do ściemniania, ukrywania prawdy, i do bycia między młotem a kowadłem. Dziś jak nigdy wychodzi mi gra na dwa fronty.
Dobra. Koniec, bo normalnie żal mi siebie, że dałam się tak wrabiać. Ostatni miesiąc okazał się być swoistym katharsis. Chyba potrzebowałam takiego obrotu spraw, jaki nastąpił, żeby bez żalu rozstać się z tą pracą. Dzisiejsze "cięcie" butelki lewą strona dziurkacza przelało czarę goryczy. Koniec, normalnie koniec. Nie wiem, gdzie chowają się tacy ludzie przez tyle lat, ale we wczesnym stadium to jest chyba uleczalne... Współczuję tylko pani E. bo będzie się musiała męczyć z tą ogłupiającą wstecznością jeszcze przez dłuższy czas. No chyba, że się ów Wafel nawróci. I na przyszłość 20 szklanek i 5 talerzy będzie zmywał w 10 minut, a nie w 2,5h.
Długo by opowiadać. Ale i tak nie wszystko wybrzmi tak, jakbym chciała, żeby wybrzmiało, albo tak, jak ja to zapamiętałam. Jedno jest pewne - pozory mylą. Mimo tych wszystkich beznadziejnych aspektów bywały też i lepsze i to zdecydowanie. Do tych lepszych bezsprzecznie mogę dodać naprawdę sympatyczne i miłe dogadywanie się z panią Elą. Przez cały czas trwania mojego stażu. Bez żadnego udawania, kombinowania i cudowania. Po prostu jak mało kto tam była normalna! i za to jej dziękuję, chociaż pewnie i tak nigdy tego nie przeczyta :}

Dobra, podsumowując to by było na tyle. Jak na razie;} i chyba na tym skończę.

Autko, które możecie oglądać na zdjęciach powyżej zostało przypadkiem znalezione na jednym z parapetów przed witryną sklepową w Zdunach. Odczekałam ustawowe 5 minut, rozejrzałam się, jak Bozia przykazała, czy czasem nie zbliża się jego właściciel, a kiedy cała procedura dobiegła końca i nic większego się nie wydarzyło auto powędrowało razem ze mną. Jest delikatnie uszkodzone, ale w końcu to Porsche. Uszkodzenia mu się wybacza. Niedługo później zafundowałam mu nową lakierkę. W końcu to moje nowe auto i mimo tego, że ma uszkodzone zawieszenie, drążek kierowniczy, zbitą szybę i brak lewych drzwi, to jest fajnym autkiem. Fotogeniczny pierun :>

Co do wtopki nr 5, to cała sprawa zgrzebnie zażegnana. Wydawało się, że na jaw wyjdą kolejne krępujące fakty i że e wszystko będzie takie ogromnie rozbuchane. A okazuje się (jak to zwykle bywa), że jest całkiem kulturalnie, i standardowo przesympatycznie. Czasami warto prędzej zrobić niż pomyśleć. Ani dziękuję za podtrzymywanie mnie na duchu w ten przedostatni dzień w muzealnej piwnicy, a Natalionie, za dzisiejsze opalanie się pod bzem na dziedzińcu. Kinga, pomysł z łopatą był niezły, niestety nie wprowadziłam go w życie, chociaż było już blisko... (nie moglam znaleźć łopaty, a siekierką dziury na trupa nie wykopię...).
Więc od dziś generalnie jest fajnie :}


Jak ja ich k***, nienawidzę.

This entry was posted on czwartek, 30 kwietnia 2009 and is filed under ,,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.