Zdunowska Majówka.
Wuj Marian na tle Jajecznicy, lub Komety jak kto woli. To to takie pomarańczowe okrągłe w napisie Zdunowska. Po długich domysłach i krótkiej rozmowie okazało się, że to ani kometa ani jajecznica nie jest, tylko uwaga.... Słońce!
Jakież to oczywiste...
Miłosz. Jednak bez koszulki i w swoim naturalnym otoczeniu prezentuje się zdecydowanie korzystniej i "naturalniej". Cieszę się, że dane mi było porównać. W Marcinowie byli naturalni, zwyczajni chłopcy, tutaj na sztywno i krochmalno. Sympatycznie, ale bez tego nonszalanckiego luzu.
I smutne, że te panie tak się "zlewały" z tłem. Co zrobić. Marketing. Koncert fajny. Impreza ogólnie powalająca szczególnie nie była. Późnym wieczorem okrutne zimno.
Chopaki z Vegi. Sympatyczna ekipa. Prócz pana w niebieskim, który zupełnie jak nasz pan w pomarańczowym sympatycznymi nie są. W obu przypadkach zaobserwowano wsteczność postępową. Alleluja.

Jak przepowiadałam sobie w poprzednim poście, to JUŻ jest skomplikowany emocjonalnie weekend, a przypomnijmy, że to dopiero końcówka soboty. Przede mną cała niedziela. Już się boję. Wracając do piątku - było naprawdę sympatycznie. Szczerze mówiąc dawno nie czułam się tak dobrze, jak wczoraj. Ze wszystkimi ochami i achami jakich sobie nawet nie wyobrażałam. Chciałabym zapisać tutaj to wszystko, ale nie mogę. Po prostu nie potrafię.
nie mogłabym tego zrobić. Ilekroć wyjawiasz komuś swoje wspomnienia, tylekroć gubią one kolor. Może nie od razu i nie tak bardzo, ale z każdą kolejną opowieścią NASZE własne, najpiękniejsze i najkolorowsze wspomnienia blakną. Każdy ma taki swój słoiczek wspomnień "private use" i z niego wylewa sobie czasem garść wspomnień. Przelewa przez ręce i chowa z powrotem. Takie nie blakną. Nadal mam w ustach ten smak i zapach. Kręci mi się w głowie. Niewyspanie?
Wracając rowerem bez przedniego światła (a z tylnim tylko po przyciśnięciu piętą dynama;) o 3 w nocy czuje się inaczej. Widzi się inaczej i myśli się inaczej. Przejeżdżając przez plac Kościuszki jak nigdy wcześniej, w powietrzu unosił się zapach pieczonego chleba... Ja marzyłam o łóżku, oni-o końcu zmiany i dobrze wypieczonym chlebie. Dalej płynął zapach bzu. Pierwszy wiosenny bez. Świst powietrza w uszach i jego smak w ustach. Noc łaskawa jest dla wspomnień...

Może opowieść piosenką?
1. Want you bad - the Offspring
2. You found me - the Fray
3. Never say never - the Fray
4. I'm yours - Jason Mraz
5. Life is wonderful - Jason Mraz
6. Ungodly hour - the Fray

I to by było na tyle. Idę spać. Jutro pobudka o wpół 4.

This entry was posted on sobota, 2 maja 2009. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

One Response to “ ”

Marysia Skudławska pisze...

no znam tych panów :P