Na co dybie w wielorybie czubek nosa eskimosa?
uroczy z niego fotograf. Gdyby każdy zajmował się tym z takim wdziękiem to ja rzuciłabym to w diabły i chodziła i patrzała i zachwycała się tym widokiem...
Póki co pozostaje mi wychodzić czasem na dwór, pooglądać sobie niebo z perspektywy niskiej, porozmawiać o niczym, powdychać powietrza od którego później boli brzuch i wracać do domu przed 10. Albo krótko po.
Brakuje mi tego zdziwienia i zachwycenia nowością. I czy wrócisz tu? i czy aby na pewno? Spotkałam dziś mnóstwo pozytywnych ludzi. Więcej niż w zeszłym tygodniu. A jednak mimo wszystko w środku zawiązuje się wredny supeł, który boli gdzieś między płucem prawym a lewym.
I see 1000 things in one place... mraza ciąg dalszy.
i czasoumilaczom dziękuję za czasoumilanie.
I finito. Jeszcze w czasie ciepłego listopada Monika i jej dwóch pociesznych bodyguardów wyciągnęli mnie na zdjęcia. Co prawda umawiałyśmy się już od dawna, ale dopiero niedawno nam się to udało. Spacer krótki, bo niespodziewanie zaczęło padać. Listopad. Nosz można się spodziewać wszystkiego, byle nie deszczu...

mniejsza. Było miło i sympatycznie. Dzieciaczki pocieszne, Monika zadowolona. Pewnie niebawem (mam nadzieję, że z lepszym niż tym razem zapłonem) umówimy się na zdjęcia jej. A już jutro Anita i kilka zdjęć do kalendarza. Nie znam jej więc nie wiem, na co ją stać, mam nadzieję, że uda się zrealizować choćby kilka pomysłów. Niech Bóg ma nas w opiece, bo na żadną inną opiekę już nie liczę.

Minione półtora tygodnia poważnie zamieszało mi w głowie. Idę nie wiedząc już sama czego pragnę. Potykam się o kamienie na ulicach, wyzywam ludzi i czekam na śnieg. I nie rozumiem. Nie rozumiem jak mogłam dać się w to wplątać?...

This entry was posted on środa, 2 grudnia 2009 and is filed under ,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.