Archive for maja 2009

1 Comment »

Say something how well you are?
Pod takim hasłem upłynął mi dziś dzień. Jest 22.56, skończyło się szkło kontaktowe, a ja mam w głowie takie przyjemne uczucie dobrze wykorzystanego dnia. Dzięki Arek, bo w głównej mierze to dzięki Tobie :} Powrót do przeszłości? z przyjemnością. Czekam na kolejne spacery...
Ta sama żabka z fimo, co wyżej plus kwiatek - jeden z projektów kolczyków. Bardzo sympatyczny materiał do obróbki :)
Dwie żabki z fimo :D i zdjęcie zrobione lustrzanką. Pierwsze - tu zdziwienie - telefonem ;) cóż no.
Żabki wy moje, trzymajcie się.
Tą żabkę dedykuję Ani, która musi siedzieć w półcieniu, ale wie, że warto:) no i na pocieszenie (ja wiem, że to małe pocieszenie w porównaniu ze Szkocją, no ale cóż:D
Rysunkowo. W ramach pomocy siostrze:} i do 10 czerwca wolne, a co :}
Przed kolorem i w kolorze. Temat: kapela ludowa w kubiźmie. Inspiracja naprawdę luźna. Zdjęcia z tablicy korkowej, a dodatkowo sama zauważam dużą inspiracje stylem Grisa Grimliego (który nawiasem mówiąc jest mistrzem groteski rysunkowej i jest rewelacyjny!)
Zdjęcia z telefonu, więc jakościowo kiszka. Może nie tak do końca, ale mimo wszystko:D
Jason Mraz, ołówkiem na płótnie. Aż mam dylemat, czy nie walnąć go w kolorze... może wpierw zrobię ksero/kolejny rysunek? mniejsza.

I na koniec coś dla smaczku:
Dzieło siostry. Pierwsza skibka pyszka. Druga wylądowała na półce od klawiatury, moich spodniach, krześle i podłodze. Kurde blaszka.
Mimo wszystko smacznego :}

1 Comment »

Z Ewą i Sylwią w poszukiwaniu kwiatu paproci.
(ani kwiatu, ani paproci)
Pasowałoby mi do headerka na kavie :} "can't touch this" Kto wie? może niebawem?
Ten motyw wymagał kilku akrobacji z obu stron, podrapanych rąk, kombinacji alpejskich, ale warto było dla takiego efektu :}
uch, mnóstwo robactwa tam było, nosz strasznie i trudno było znaleźć odpowiedni krzak, który nie miałby takich ozdobników, ale wspólnie dałyśmy radę.
Czerwone butki.
Ewaaa, zrób duże oczy ;D
A to mnie urzekło. Fajne światło, drzewa i w ogóle.
"Majkaa, a tam jest taka szpara! choodź!"
I kolorki.
Buszująca w zbożu
I Kasia.

Dobra, weekend minął sympatycznie, chociaż w piątek rano się nie zapowiadało. Generalnie miałam być w górach, ale dobrze się stało. W piątek pojechałyśmy z Sylwią do Krotoszyna. Było całkiem zabawnie. Wpierw Dawidki, Dareczki, później Marciny, Bartki, Mixery i inne Blendy. Sympatyczne popołudnie w bardzo sympatycznym towarzystwie. Sobota... nie wiem, już nie pamiętam. Aaa, wieczór z Mrazem :}
a niedziela? niedziele możecie oglądać wyżej. Plus miłe spotkanie z Kamilem (mam nadzieje, że nie będziemy musieli od jutra szukać dłutek... ew. druga opcja - obiecuję, że jak Cię będą boleć ręce, to Cię zmienię;)
No dobra, dzięki Wam wszystkim - szczególnie Sylwii i Ewie, bo było fajnie. Tak fajnie, jak już dawno nie pamiętam, żeby było...

a w głowie wciąż ta propozycja...

1 Comment »

Keep on smiling!
Dla moich wszystkich dzisiejszych dnio-umilaczy, za to, że chociaż generalnie jest beznadziejnie, to dzięki nim nie było aż tak okrutnie.
Jutro trochę więcej fajniejszych rzeczy. u.

2 Comments »

Fotograficzny Kolgejt Zdunowski: wieża nie_wiadomo_gdzie :}
edit: post numer 888
Jeśli ktoś wie, proszę, niech mnie poprawi. Ja pamiętam jedynie ogrom lasu, trochę błądzenia i mnóstwo śmiechu po drodze.
dodatkowo okrutnie strome schody i wredne zakwasy dwa dni później.
Ale warto było:} Dla tego widoku można było się trochę pomęczyć.
Coprawda, wieża chwiała się odrobinę, kiedy Blenda wespół z Kolgejtem pojawili się do góry. Trochę mi głupio, że nie zapytała Kingi, czy ma lęk wysokości...No i mimo wszystko pod koniec udało nam się namówić Kingę na chwilę wyjścia na taras :} Nie było tak źle, co?
I towarzystwo po drugiej stronie kanciapy :} Kasia, Bartek i Marcin. Blendowcy.
I jeszcze jedno, ostatnie zdjęcie z góry. Było całkiem wysoko.
I reszta klubu w górze. Śmiesznie wyglądają ludzie z tej perspektywy. To już wolę oglądać ich z góry :}

Krótko podsumowując wydaje mi się, że jako Kolgejt zaczynamy coraz fajniej i prężniej działać. Piątkowe spotkanie dwóch klubów było sympatycznym pomysłem. Jak tak dalej pójdzie, to powstanie jeden wielki projekt, tylko prosze, niech ktoś inny zatroszczy się o nazwę, bo znając moją tendencję poszedłby jakiś Signal, czy jakaś Corega (ta do protez) I kiit.
Dobra, ej. Kinga z Tomkiem stanęli na wysokości zadania i dojechali z Poznania do Zdun, co prawda w pewnym momencie zbłądzili na Kaczą Górkę i byli zszokowani znakiem "uwaga żaby". I dodatkowo w ciągu tych dwóch trzech godzin poznali w jakimś stopniu otaczający mnie świat. I te wszystkie ignory i inne dziwactwa. Napinaki i w ogóle :> ech. to był ciekawy dzień, mimo nieprzyjemnych kilku chwil. W pewnym stopniu Szymon zniwelował te złe. Spotkanie po latach, nieeeźlee :}

endżoj robaczki :)

1 Comment »

In the jungle, the quiet jungle...
the baloon sleeps tonight.
I stroimy las na święta.
I odpoczywamy po strojeniu lasu na święta.
I idziemy po odpoczywaniu po strojeniu lasu na święta.
I Nataliona też odpoczywa, chociaż nie stroiła.
I się prawie rozpadało, więc zapobiegawczo wyciągnęła parasol.
Deszczu jednak nie było, więc z ulgą w sercu pierdykła się na trawę.
I teraz seria jak maiecka wyzionuje ducha.
No to wyzionęłam se tego ducha, leże w trawie.
I po chwili mnie tak wstało się, bo na leżąco ducha mojego żegnać nie będe. Kultury trochę;P
I finalne Dance Macabre!
Uh, już po wszystkim, znów można odpocząć i się najeść.
Wczorajszego popołudnia las był wyjątkowo piękny, dzień był wyjątkowo z***y, a ludzie wyjątkowo dziwni. Czekolada wyjątkowo słodka, a piknik wyjątkowo udany. Folia dzieli się przez podział, a nie przez pączkowanie, jak myślałam wcześniej. Tego typu wypady są wyjątkowo kaloryczne, a mrówki wyjątkowo chytre. Wszystko wczoraj było na opak. Wszystko do kwadratu, a nawet do sześcianu. Dupa, dupa, dupa. Tylko Kruczek wieczorem uratował moją wiarę w płeć męską. Bo ja już nie wierzę. Nataliona pomogła mi niekoniecznie uwierzyć, albo zniewierzyć do końca, ale pomogła mi trochę nie myśleć. Zdarza mi się często, ale zwykle niemyślę na tematy, na które jednak powinnam. Sylwia znów przypomniała mi swoimi perypetiami o tym, że jednak płeć brzydsza jest trochę ekhem, dziwna. Więc wychodzi na zero.
I pomimo litrów czekolady we krwi i szumu wiatru w lesie i w głowie nie jest tak, jakbym chciała.

Poskładano mnie dzisiaj "dokumentnie".

dialog tygodnia:

"-Spotkanie foto, o wpół 6, piątek. Zbiórka pod ratuszem.
-rano czy popołudniu?
-po południu.
-jak załatwie pojazd to nadlece."

I kit. Zawsze twierdziłam, że kosmici są wśród nas. Dzięki, you made my day!

No Comments »

Cały mój świat znika za szkłem...
Ogródkowe inspiracje.
I tu także. Praca w kwiaciarni musi być bardzo sympatyczna, chociaż wtedy chyba kwiaty z byle okazji już tak nie cieszą :}
onirycznie.
Kwiaty, no. Co mam wymyślać?
Porcelanka ;>


Dobra, nie chce mi się zbytnio rozpisywać na temat tej "sesji", bo tak po prawdzie, to były takie o, próby, eksperymenty, z niej wynikła sesja właściwa widoczna poniżej. Lampka biurowa, kilometry folii na paru metrach sześciennych i jest git.
chociaż nie, nie jest git.
ciągle jest dupnie. i sru.

No Comments »

O, orzeszek!
You could never say never...
Ania, siostra moja. Jedyna która była mi pod ręką, kiedy wczoraj świeżo po zakupieniu ee, "materiałów" fotograficznych postanowiłam wykorzystać je w praktyce. Lampka kreślarska i mnóstwo śmiechu w trakcie.
Don't speak.
Hang on 
Help is on the way  
Stay strong  
I'm doing everything


...
Jason Mraz - Details In The Fabric

3 Comments »

Ziubry w Gołuchowie.
Dwa ziubry. I spokój. Strasznie niemrawe zwierzęta. Wydawałoby się, że o 7 rano będą pełne energii biegać po całym wybiegu, skakać na jednej nodze lub jeździć na rowerze i żonglować, a te siedziały. Miał być wybieg. Osobny, z mnóstwem ziubrów i możliwością karmienia ich żelkami. Taaam, jest na pewno, bo mam zdjęcia. No i nie było.
Kapliczka. Tak na drzewie, po wcięciu na korze, widać, że musiało cierpieć, bo ktoś musiał sobie kapliczkę przywiesić. Chyba większą gloryfikacją "świętości" byłoby utrzymywanie natury w nieruszonym stanie, niż dodawanie jej takich ozdobników.
Przyjemny park koło pałacu. Przywodzi na myśl książki z okresu Młodej Polski. Pełne wytwornych dworków, bogatych mieszczan i innych takich.
I taki sobie pałac w Gołuchowie. Nie weszliśmy do środka, bo pora była niezbyt grzeczna na takie wizyty. Może innym razem? Chociaż, wszystko co chcieliśmy zobaczyć i tak zobaczyliśmy :)

Podsumowując wielkie dzięki dla chłopaków za zorganizowanie wyjazdu. Tak jak planowaliśmy wyruszyliśmy o godzinie 4 rano ekipą 5 osób. Mirek, Tomek, Marcin, Bartek i ja. Czułam się tak trochę jak rodzynek. Okazało się, że na miejscu było przepotwornie zimno, a nikt nie miał ani grama ziubrówki. Kto by pomyślał, że 3 maja o 5 rano nad brzegiem jeziora będzie szron i pieruńskie zimno?! Później było tylko lepiej. Budki z trocinobetonu, niemrawe ziubry, koniki polskie, szukanie wybiegu dla ziubrów i wspomnienia z Biskupina. Spanie w samochodzie i mnóstwo innych fajnych chwil nieutrwalonych zdjęciem, ni słowem. Ech, było sympatycznie :} Lubię takie plenery, gdzie można sobie pochodzić bez znaczenia dokąd. Swobodnie. Wtedy nie idzie się do wyznaczonego celu, tylko dla samej radości spaceru. To tak jak różnica między umową zlecenia a umową o dzieło :>
Proszę wybaczyć biurowy slang, ale aktualnie MUSZĘ być zorientowana czym to dziadostwo różni się od drugiego. Ino opracować do końca listę TO DO i będzie git. Można zaczynać biznes.

Angielski na dziś:
to surround - otaczać, okrążać.
to be carved in stone - być ustalonym na wieki

ps. angielski na dziś potrafi być znacznie bardziej przewidujący niż horoskopy wróżki Jolanty. Serio, serio.