Time to say goodbye.
Pogoda w ten ostatni dzień pogorszyła się znacznie.
Nie spadło z nieba nic nowego. Za to Orawiak (ponoć gorszy od halnego, bo zimny) wiał z prędkością 120km/h . Ponoć jak halny wieje, to ludzie wariują. Niestety, przekonaliśmy się o tym na własnej skórze.
Kaśka z Moniką i nieznośnym w tym roku Barym. Wyjście z nimi na babską wyprawę do lasu grozi trwałym kalectwem :D i te 'wilki' na skraju lasu...
tak, czekałam, aż przyjdzie ktoś i odgoni Bariego, bo rzucał się dziś jak wściekły.
Wieje halny, widoki ekstra. Klimaty ciężkie. Jakiś facet powiesił się na Szlembarku.
I to drzewo. Podobało mi się.
Przedostatni dzień. Idziemy do sklepu. 3h nam zeszło.

Ochotnica. Latem kąpaliśmy się w niej, teraz bym nie zaryzykowała.

Podsumowując - było fajnie.
Inaczej niż rok temu. Bardziej refleksyjnie i spokojnie. Bez złamań, bez obrażeń wewnętrznych, bez komplikacji. Z niewielkim strachem po oglądaniu filmów do 2 w nocy. Z przeraźliwym halnym trzaskającym o dach i próbującym porwać nas na granicy. Z dupolotami w dzień i nie tylko. Z targaniem się po śniegu. Z chodzeniem po ścianach. Z RRRrrr! z 'serduszkiem', 'słoneczkiem' i 'kochaniem'. Z w końcu grzybową :-> i innymi przepysznymi daniami cioci Eli. Z truskawkowym kubkiem i wszystkimi dobrymi emocjami od ludzi, z którymi dane mi było tam być.
Dziękuję.

This entry was posted on piątek, 11 lutego 2011 and is filed under ,,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.