Archive for października 2006

2 Comments »

 
Same old song... Posted by Picasa

1 Comment »

 
Dust in the wind. all we are it's dust in the wind... Posted by Picasa

2 Comments »

 
zxcvzx Posted by Picasa

No Comments »

 
Tęsknota
we mnie siedzi
jak druciki z miedzi
się żarzy
rzęsy mi parzy
... Posted by Picasa

No Comments »

 
Myslovitz "chciałbym umrzeć z miłosci"

Świat wypadł mi z moich rąk
Jakoś tak nie jest mi nawet żal

Czy ty wiesz jak chciałbyś żyć, bo ja też
Chyba tak chciałem przez cały czas, lecz

Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy tobie

Wieje wiatr, pachnie wiosną i wiem
Że ty łatwo tak zgodziłaś na to się i

Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy tobie

Jeśli kiedyś wybrać będę mógł jak to zrobić
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć z miłości

Nie na krześle, nie we śnie
Nie w spokoju i nie w dzień
Nie chcę łatwo, nie za sto lat
Chciałbym umrzeć z miłości

Nie bez bólu i nie w domu
Nie chcę szybko i nie chcę młodo
Nie szczęśliwie i wśród bliskich
Chciałbym umrzeć z miłości Posted by Picasa

No Comments »

 
I just wanna live...

J.W Goethe "Wtóry list zakochanej"

I czemuż znowu list piszę w udręce?

Nie pytaj, miły, jaka w tym przyczyna,

Bo cóż ci powiem, nieszczęsna dziewczyna...

Ach, wiem, że kart tych dotkną twoje ręce.



Gdym sama, w dali - niech list przypomina,

Że w moim sercu płoną najgoręcej

Zachwyty smutki, nadzieje dziewczęce.

To się nie kończy - ani nie zaczyna.



I cóż ci powiem? Że o twych ramionach

W snach i marzeniach, i w myśli, i w mowie

Me wierne serce roi potajemnie...



Tak kiedyś stałam w ciebie zapatrzona,

Nie rzekłszy słowa... Cóż rzec miałam - powiedz-

Gdy cała istność spełniła się we mnie. Posted by Picasa

1 Comment »

 
glista ludzka. Posted by Picasa

No Comments »

 
trytyty cukrownia z pelargoniami.

łoboje zdychają na zime. chociaż cukrownia zdych
ła już dawno, i nie na zime, tylko na zue gospodarowanie. Posted by Picasa

No Comments »

 
Płomienne zorze budzą mnie ze snu... Posted by Picasa

1 Comment »

 
Kolejne próby mojej soczewki:D piórko go

łębie bodajże. Posted by Picasa

No Comments »

 
jakies zielsko do zupy. mniam i bzium! Posted by Picasa

1 Comment »

 
Pelargonia. Pączkuje mi na parapecie. Posted by Picasa

1 Comment »

 
Nowa drutowa produkszon baj mi ;)

Ławeczka w parku. czerwony lakier do paznokci i troche rozwalonych cewek od prądu;] Posted by Picasa

No Comments »

 
Did you ever see a lama? lama duck potato lama? lama lama lama lama lama lama duck! Posted by Picasa

No Comments »

 
Frytkowe opowiesci, czyli ziemniak z muflonem w tle. Posted by Picasa

No Comments »

 
Kolejne keheuko w kolekcji;) nie pytać, jak wykonane, bo za wielkie kombinacje alpejskie byly wykonywane:D Posted by Picasa

1 Comment »

 
Trzej przyjaciele z boiska, skrzyd

łowy (tutaj następują problemy z rozszyfrowaniem piosenki więc niech będzie "warchlak") i
łącznik... żyć bez siebie nie mogą, zwarci i nieroz
łączniii... ;) Posted by Picasa

No Comments »

 
makro stokrotki ;) Posted by Picasa

1 Comment »

 
czekając na mój pojazd kosmiczny :D Posted by Picasa

No Comments »

 
Michas ze stertą plakatów. szczerze mówiąc bylo ich zdecydowanie więcej:D ale dla dobra spo

łeczeństwa nie pokazemy wszystkiego;p Posted by Picasa

No Comments »

 
z naszej ma

łej wycieczki do Kina:D zamiast na sale, trafilismy do magazynu w którym bylo tyyyyyyyyyle plakatów i wszystkie do naszej dyspozycji:D bosko:} Posted by Picasa

No Comments »

 
Ciekawam kto zgadnie co to takiego:} nowa wrzuta, bo dawno nic nie wszuca

łam. Dla zainteresowanych w przygotowaniach są kolejne sesje różnego typu przedmiotów niekoniecznie domowego uzytku:D niebawem nowe foty:D Posted by Picasa

No Comments »

 
kolejne makro próby na kwiatku przyniesionym przez Anie:) nie wiem skąd go wziela, ale podoba mi sie, niestety już usech

ł:D Posted by Picasa

No Comments »

 
kwiatek makro;) Posted by Picasa

No Comments »

"Mamy nowe przepustki! czyli dreszczowiec z Z Ograniczoną Odpowiedzialnością w tle."

Nasza historia rozpoczyna się rankiem pewnej chłodnej środy z początku października. Jak na październikową środę przystało słońce nie obudziło się na czas. Zjawiliśmy się więc przed szkołą otuleni ciepłymi swetrami. W dłoniach tkwiły parasole. Parę minut po 8 pojawił się nasz autobus. Wszyscy rzucili się do środka aby zająć najlepsze miejsca na całą podróż. Droga była długa ale w miarę znośna, po upływie około 1.5h dotarliśmy do Wrocławia.
Pierwszym oficjalnym punktem naszej wycieczki było zwiedzanie Ostrowa Tumskiego. Nieoficjalnym zaś poszukiwanie najtańszej toalety. Po tym swoistym maratonie - restauracja/bar średnio szybkiej obsługi/toi-toi/szalet miejski z przesympatyczną panią "Babcia Klozetową", udaliśmy się do pierwszej katedry. Jako niekwestionowani znawcy kultury i sztuki od razu zwęszyliśmy najfajniejsze i najdłuższe schody chyba w całym Wrocławiu. Niewiarygodne, jak taki świetny środek lokomocji może być pomijany w folderach wycieczkowych! Niektórzy jednak zachwycali się samą w sobie budową kościoła i kolorowymi witrażami. Po niedługim czasie przenieśliśmy się całą krzyczącą zgrają do kolejnej katedry. Tam jak urzeczeni przystaneliśmy przed szopką bożonarodzeniową. Dawno nie oglądałam tylu gadających, śpiewających i tańczących lalek naraz! Wrażenie niesamowite, aż nie chciało się opuszczać tego miejsca. Tylko strażująca zakonnica niczym Strażnik Teksasu nadawała miejscu groteskowego wyrazu.
Wyczerpani intelektualnie po zwiedzaniu miejsc w których mieści się KULTURA udaliśmy się do ZOO państwa Gucwińskich. Ledwo przekroczyliśmy bramę wejściową, kilka wskazówek i informacji, parasole w dłoniach i już poczuliśmy się jak u siebie w domu. Na pierwszy ogień poszła Żyrafa Zosia, która niestety nie chciała wyjść z pod dachu swojego domku. Powolnym spacerkiem, przemierzając alejki Wrocławskiego ZOO przypominaliśmy sobie kolejnych znajomych. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się pawiany (w końcu dalecy krewni z mazowsza), Konie nazwane przez niektórych "Pata-tajami" lub "Kuń-Kuniami", (Nie)dźwiedzie i smutnooki lew. Także tygrysy stały się obiektem westchnień co poniektórych. Mimo niezbyt sympatycznej pogody wszyscy bawili się świetnie. Wszyscy oprócz zwierząt. Niektóre wyglądały naprawde smutno. Wrócę tu do lwa, któremu grzywka pod wpływem deszczu ułozyła się troche nieprzyzwoicie. Z całą pewnością większość kobiet wie, co to znaczy mieć źle ułożoną grzywkę, nie dziwota więc, że lew był smutny. Dalszych przejawów smutku i nostalgi nie zauważyłam, no chyba że u Rysia, który wpatrując się w dal zdawał się nie dostrzegać zwiedzających ZOO. Ekipa powoli zbliżała się do wyjścia obrzucając się kasztanami, skacząc po kałużach i rycząc jak zranione nosorożce. Nadszedł czas, aby opuścić ZOO.
Z nowymi przepustkami i wrażeniami z pobytu u rodziny ruszyliśmy na podbój centrum handlowego co Bielany się zowie. Od opiekunów dostaliśmy w promocji na łikend trzy godziny chodzenia za frii. Uradowani tym faktem wkroczyliśmy do sklepu. Nawet starożytni górale nie widzieli takich zwierzęcych instynktów przy przemierzaniu coraz to kolejnych sklepów z ubraniami, butami, sprzętem ertefał i innych. W tej części nie będę się zbytnio rozpisywać, bo nie czuję się kompetentna aby opisywać ogół doznań wszystkich. Wartym wspomnienia jest epizod w McDonaldzie, kiedy to rozwrzeszczana banda nastolatów (czyt. kulturalna młodzież Ceramy) zajęła miejsca przy stolikach. Wśród panów Kasiarzy (tych od kas) przebiegł szmer "tyy... ale wsiury... hihihi". Niesmaczne, nawet jak na jedzenie Mcdonalda. Jednak głód przezwyciężył wszystkie bariery i zostawiliśmy tam trochę ciężkiego pieniądza. Szczególnego znaczenia nabierają słowa piosenki tej restauracji "w makdonald spotkaaaajmy sieee!!!". Czas wracać. Każdy z czasomierzem odliczał ostatnie minuty w najbogatszej dzielnicy Wrocławia. Ostatnim, ale jakże miłym akcentem był napad na stoisko z ołówkami w IKEI. Z tego miejsca pragnę podziękować panu Ochroniarzowi za to, że z zimną krwią stał i patrzał na to wszystko. Niekwestionowanym Ołówkowym Liderem jest nasz kolega Kamil (dalsze dane osobowe do wiadomości redakcji ;) który z wynikiem 59 ołówków pobił wszystkich na głowę i pięty, (ja mogę się pochwalić skromnym wynikiem 12. ołówków;).
Tutaj kończy się nasza wyprawa. Wsiedliśmy do autobusów, przespaliśmy, przegadaliśmy lub przejedliśmy całą trase, aby wysiąść w Krotoszynie i zapragnąć ruszyć w podróż jeszcze raz, choćby do Lutogniewa na odpust. Wszystkim obecnym dziękujemy za to, że byli razem z nami, a nieobecnym możemy jedynie poopowiadać jak to było super kul i wogóle. Niebawem kolejny odcinek serialu z cyklu "dreszczowiec zo.o."
maieca.

No Comments »

 
I ostatnie z dzisiejszej serii jaszczurkowej:} nigdy wczesniej nie fotografowa

łam jaszczurek:} ta by
ła troche przymulasta więc sie za bardzo nie rusza
ła:D
wieczorem może kolejna wrzuta zdjęć;P pomyslę. Posted by Picasa