Archive for października 2006
Myslovitz "chciałbym umrzeć z miłosci"
Świat wypadł mi z moich rąk
Jakoś tak nie jest mi nawet żal
Czy ty wiesz jak chciałbyś żyć, bo ja też
Chyba tak chciałem przez cały czas, lecz
Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy tobie
Wieje wiatr, pachnie wiosną i wiem
Że ty łatwo tak zgodziłaś na to się i
Jeśli muszę i wybrać będę mógł jak odejść
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć przy tobie
Jeśli kiedyś wybrać będę mógł jak to zrobić
To przecież dobrze, dobrze o tym wiem
Chciałbym umrzeć z miłości
Nie na krześle, nie we śnie
Nie w spokoju i nie w dzień
Nie chcę łatwo, nie za sto lat
Chciałbym umrzeć z miłości
Nie bez bólu i nie w domu
Nie chcę szybko i nie chcę młodo
Nie szczęśliwie i wśród bliskich
Chciałbym umrzeć z miłości
I just wanna live...
J.W Goethe "Wtóry list zakochanej"
I czemuż znowu list piszę w udręce?
Nie pytaj, miły, jaka w tym przyczyna,
Bo cóż ci powiem, nieszczęsna dziewczyna...
Ach, wiem, że kart tych dotkną twoje ręce.
Gdym sama, w dali - niech list przypomina,
Że w moim sercu płoną najgoręcej
Zachwyty smutki, nadzieje dziewczęce.
To się nie kończy - ani nie zaczyna.
I cóż ci powiem? Że o twych ramionach
W snach i marzeniach, i w myśli, i w mowie
Me wierne serce roi potajemnie...
Tak kiedyś stałam w ciebie zapatrzona,
Nie rzekłszy słowa... Cóż rzec miałam - powiedz-
Gdy cała istność spełniła się we mnie.
"Mamy nowe przepustki! czyli dreszczowiec z Z Ograniczoną Odpowiedzialnością w tle."
Nasza historia rozpoczyna się rankiem pewnej chłodnej środy z początku października. Jak na październikową środę przystało słońce nie obudziło się na czas. Zjawiliśmy się więc przed szkołą otuleni ciepłymi swetrami. W dłoniach tkwiły parasole. Parę minut po 8 pojawił się nasz autobus. Wszyscy rzucili się do środka aby zająć najlepsze miejsca na całą podróż. Droga była długa ale w miarę znośna, po upływie około 1.5h dotarliśmy do Wrocławia.
Pierwszym oficjalnym punktem naszej wycieczki było zwiedzanie Ostrowa Tumskiego. Nieoficjalnym zaś poszukiwanie najtańszej toalety. Po tym swoistym maratonie - restauracja/bar średnio szybkiej obsługi/toi-toi/szalet miejski z przesympatyczną panią "Babcia Klozetową", udaliśmy się do pierwszej katedry. Jako niekwestionowani znawcy kultury i sztuki od razu zwęszyliśmy najfajniejsze i najdłuższe schody chyba w całym Wrocławiu. Niewiarygodne, jak taki świetny środek lokomocji może być pomijany w folderach wycieczkowych! Niektórzy jednak zachwycali się samą w sobie budową kościoła i kolorowymi witrażami. Po niedługim czasie przenieśliśmy się całą krzyczącą zgrają do kolejnej katedry. Tam jak urzeczeni przystaneliśmy przed szopką bożonarodzeniową. Dawno nie oglądałam tylu gadających, śpiewających i tańczących lalek naraz! Wrażenie niesamowite, aż nie chciało się opuszczać tego miejsca. Tylko strażująca zakonnica niczym Strażnik Teksasu nadawała miejscu groteskowego wyrazu.
Wyczerpani intelektualnie po zwiedzaniu miejsc w których mieści się KULTURA udaliśmy się do ZOO państwa Gucwińskich. Ledwo przekroczyliśmy bramę wejściową, kilka wskazówek i informacji, parasole w dłoniach i już poczuliśmy się jak u siebie w domu. Na pierwszy ogień poszła Żyrafa Zosia, która niestety nie chciała wyjść z pod dachu swojego domku. Powolnym spacerkiem, przemierzając alejki Wrocławskiego ZOO przypominaliśmy sobie kolejnych znajomych. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się pawiany (w końcu dalecy krewni z mazowsza), Konie nazwane przez niektórych "Pata-tajami" lub "Kuń-Kuniami", (Nie)dźwiedzie i smutnooki lew. Także tygrysy stały się obiektem westchnień co poniektórych. Mimo niezbyt sympatycznej pogody wszyscy bawili się świetnie. Wszyscy oprócz zwierząt. Niektóre wyglądały naprawde smutno. Wrócę tu do lwa, któremu grzywka pod wpływem deszczu ułozyła się troche nieprzyzwoicie. Z całą pewnością większość kobiet wie, co to znaczy mieć źle ułożoną grzywkę, nie dziwota więc, że lew był smutny. Dalszych przejawów smutku i nostalgi nie zauważyłam, no chyba że u Rysia, który wpatrując się w dal zdawał się nie dostrzegać zwiedzających ZOO. Ekipa powoli zbliżała się do wyjścia obrzucając się kasztanami, skacząc po kałużach i rycząc jak zranione nosorożce. Nadszedł czas, aby opuścić ZOO.
Z nowymi przepustkami i wrażeniami z pobytu u rodziny ruszyliśmy na podbój centrum handlowego co Bielany się zowie. Od opiekunów dostaliśmy w promocji na łikend trzy godziny chodzenia za frii. Uradowani tym faktem wkroczyliśmy do sklepu. Nawet starożytni górale nie widzieli takich zwierzęcych instynktów przy przemierzaniu coraz to kolejnych sklepów z ubraniami, butami, sprzętem ertefał i innych. W tej części nie będę się zbytnio rozpisywać, bo nie czuję się kompetentna aby opisywać ogół doznań wszystkich. Wartym wspomnienia jest epizod w McDonaldzie, kiedy to rozwrzeszczana banda nastolatów (czyt. kulturalna młodzież Ceramy) zajęła miejsca przy stolikach. Wśród panów Kasiarzy (tych od kas) przebiegł szmer "tyy... ale wsiury... hihihi". Niesmaczne, nawet jak na jedzenie Mcdonalda. Jednak głód przezwyciężył wszystkie bariery i zostawiliśmy tam trochę ciężkiego pieniądza. Szczególnego znaczenia nabierają słowa piosenki tej restauracji "w makdonald spotkaaaajmy sieee!!!". Czas wracać. Każdy z czasomierzem odliczał ostatnie minuty w najbogatszej dzielnicy Wrocławia. Ostatnim, ale jakże miłym akcentem był napad na stoisko z ołówkami w IKEI. Z tego miejsca pragnę podziękować panu Ochroniarzowi za to, że z zimną krwią stał i patrzał na to wszystko. Niekwestionowanym Ołówkowym Liderem jest nasz kolega Kamil (dalsze dane osobowe do wiadomości redakcji ;) który z wynikiem 59 ołówków pobił wszystkich na głowę i pięty, (ja mogę się pochwalić skromnym wynikiem 12. ołówków;).
Tutaj kończy się nasza wyprawa. Wsiedliśmy do autobusów, przespaliśmy, przegadaliśmy lub przejedliśmy całą trase, aby wysiąść w Krotoszynie i zapragnąć ruszyć w podróż jeszcze raz, choćby do Lutogniewa na odpust. Wszystkim obecnym dziękujemy za to, że byli razem z nami, a nieobecnym możemy jedynie poopowiadać jak to było super kul i wogóle. Niebawem kolejny odcinek serialu z cyklu "dreszczowiec zo.o."
maieca.