Archive for marca 2009

1 Comment »

Idźta gnoje...
... targać piach. Ech, tak to jest jak się psuje sobie głowę przebywając po 8 godzin w pewnych miejscach, w których przebywanie nie jest dobre dla zdrowia psychicznego. Nie, nie. Zdecydowane i bezsprzeczne nie. Jeszcze trochę. Zostałam sama. I jakoś chyba daję radę, chociaż coraz częściej czuję, że jak tak dalej pójdzie, to po prostu walnę o podłogę, przyjadą panowie w białych kitlach i wywiozą mnie daleko stąd. I wreszcie poczuję spokój. I wreszcie poczuję ulgę. Coraz boleśniej przekonuję się, że rzadko kiedy coś jest faktycznie takie jakim się wydaje.
I znów zaczynam nienawidzić ludzi.
Nie ma już nic za ścianą powiek. Siedzę i próbuję wniknąć w ścianę. Popołudnia bezkarnie cytrynowe skutecznie umilają mi dzień. Wiosna. Ze śniegiem, z deszczem, wiatrem co zrywa dachy. Wychodząc rano do pracy i idąc przez boisko targana wiatrem odniosłam niepokojące wrażenie, że jestem nad morzem. Zatykające powietrze, mokry wiatr i zapach deszczu. Niemożliwe, żeby gdzieś w pobliżu nie czaiło się jakieś tsunami. Ono na pewno jest już blisko, zatopiło pół Polski i teraz czyha na nasze okolice, tylko nikt nie chce tego głośno powiedzieć. Wiatr wzmaga się z każdą chwilą, a oni tają przed nami prawdę. Lada dzień wszystko pier*** ino ostro. Nawet nie zdążymy się obejrzeć. Jest zbyt niespokojnie w tej dziwnej spokojności. Czuję, że fala już blisko.
I tak w ramach takich dekadenckich klimatów wzięło mnie na wspominki. Niebawem święta. Chce znów do lasu. Chcę znów troszkę ciepła. Lubię zimę, ale niech już sobie idzie, żebym znów umiała za nią zatęsknić.
Rozjaśnia mi się w głowie conieco. Wszystko co było dotychczas zbyt natarczywe i zbyt częste po prostu już mnie nudzi. W przeciwieństwie do tego, co było dawkowane skąpo i rzadko. Jeśli czegoś było jak na lekarstwo, nie dziwi, że teraz się za tym tęskni. Jeśli jednak był przesyt czegoś, to teraz choćby tego brakowało, tęsknoty nie ma. Teraz zapisać to sobie literkami i można podkładać różne rzeczy, żeby wyszło bardziej matematycznie. Ech, oto dlaczego nauki humanistyczne są pogardzane w przeciwieństwie do nauk ścisłych. Za dużo w nich niejasności i domysłów...
Okno w Marcinowie. Tak mnie wspominkowo dzisiaj wzięło i wrzucam wspominki. Staroćki, Zdjęciowe dziadki i babcie. Mam wszystkiego szczerze dość. Przegapiłam koncert SDMu, koncertu LAO CHE przegapić po prostu nie mogę. Mur przestawiony, wagoniki odczepione. Trzeba zawracać pociąg. Nie było w tym mojego udziału. Tak to czasem bywa, że wagonik się odczepi, bo jego przyczepce, czy też zatrzaski (na co są mocowane wagoniki?) się po prostu urwie, zniszczy czy zgnije pod nadmiarem różnych dziwnych czynników zewnętrznych lub wewnętrznych. I płakać za takim wagonikiem można, no pewnie, że można. Ale tylko troche. Na każdy wagonik przypada określony pakiet łez który powinno się wykorzystać. Z biegiem czasu zwykle dzieje się tak, że o ile wagonik był fajnym wagonikiem, to pakiet łez jest większy, ale w przypadku kiedy z biegiem czasu wagonik coraz bardziej nas irytował sytuacja może się zmienić. Zwykle jednak do jednego wagonika przysługuje kilka dni smutku i pare godzinek/minutek płaczu umiarkowanego

No Comments »

Spółka Zuo doktora Dundersztyca.
Ania
Tu też
W tamtym ciemnym domu pojawiły się, nie wiedzieć skąd, świetliste cienie.
Potem nagły wstrząs, obezwładnił nas nieznośny blask - ogniste lśnienie.
Śmiechowo;}
I z tym samym motywem ponownie Ania. Taki kredowy myk na działce :)
I na rudo.
Podoba mi się ten klimat i motyw okna.
okiennie.
Stąpamy oboje po niepewnym gruncie...
Ania. Znów.
Beznadziejny zachód słońca poprzez krzywe drzewa na działce. Okropnie zimno, okropnie chmurno. okropnie.
wiosna.

No Comments »

Wiosna, ach, to Ty...
...

1 Comment »

Zabiorę Cię ze sobą, jeśli chcesz...
(zabierz, chcę.)
Indios Bravos w Eskulapie 14.03.2009 (i w Empiku)
W empiku. Udało mi się uchwycić w pewnym momencie jego spojrzenie. Magnetyzujące, a zarazem peszące przeżycie :>
Z początku wydawał się być nieco zagubiony i jak gdyby w cieniu drugiego Piotrka. Banacha. Który pisze teksty, muzykę i w ogóle gra na gitarze. Coś jak gdyby informacja prasowa.
Aaa i tutaj z Agą, Gutkiem i Piotrkiem. Wyszłam beznadziejnie, jak zwykle. Ale w tym zdjęciu jest mnóstwo emocji i wydarzeń które miały miejsce przed, w trakcie i po spotkaniu. Tyle, że tego się po prostu nie da opisać:D Zresztą, Agg wie, jak bardzo rozedrganego i rozchachanego czisburgera później jadłyśmy :}

Koncert.
Będzie pewnie w diabły monotematycznie, ale z każdym kolejnym zdjęciem wracają te wszystkie minuty, sekundy przed koncertem i w trakcie, kiedy stałam przygnieciona do barierki półtora metra od Gutka, który miał w sobie energię, jakby napromieniowało go co najmniej 10 Czarnobylów.
A ten pan tutaj miał niesamowicie uchachaną minę przez caaaaały koncert. Doskonale pasuje do tego zespołu. Przywodzi na myśl jakiegoś szalonego indianina, z tymi długimi czarnymi włosami i rozognionym spojrzeniem. Mega.
Absolutny FAWORYT z tychże koncertowych zdjęć. Wg mnie, i dla mnie (to tylko moje subiektywne zdanie) to najlepsze i najcudniejsze zdjęcie koncertowe jakie do tej pory udało mi się zrobić.
Och! Ach! nie trzeba byyyło :} Dziękuję! dziękuję! jesteście za... fajni :}
Raz tylko jeden jedyny światło cudnie zaświeciło na pana od basu. Nie mogłam tego nie wykorzystać. Z tego zdjęcia tez jestem zadowolona.
Trudno było robić zdjęcia, skoro za plecami szalał tłum, barierki całe się trzęsły, a ręce drżały z emocji ;]
Uwielbiam robić zdjęcia na koncertach, bo wtedy, jak nigdy jest
  1. niesamowite światło, mnóstwo kolorów, genialne efekty, dym.
  2. w zależności od zespołu - rewelacyjna muzyka
  3. ulubieni artyści praktycznie na wyciągnięcie ręki
  4. na żywo jest zupełnie inaczej, niż słuchanie muzyki z płyty.
  5. mnóstwo pozytywnej energii, która utrzymuje się w głowie i w sercu przez następne kilka dni. Cudowny zastrzyk energii.
  6. całe dużo emocji. Nigdy nie wiesz, kiedy upolujesz najlepsze ujęcie, co na scenie zrobi zespół, albo jak zachowa się publiczność.
To wszystko i jeszcze więcej składa się na niesamowitość koncertów. Bogu dzięki, że artyści wymyślili się kiedyś i koncertują. Bo inaczej brakowałoby mi chyba czegoś do szczęścia... ;)
Piotrek Banach
Indios Bravos w kwadracie. Podoba mi się światełko.
I koncertowa-przypadkowa abstrakcja. Musiałam :}
Kurcze, sam Gutek. Dlaczego? to proste. Właściwie cały koncert stałam na przeciw niego niemogąc ruszyć się w żadnym kierunku. Zresztą nie chciałam. Jestem pewna, że gdybym wyszła wtedy, w połowie, lub nawet pod koniec koncertu sprawiłoby mi to ogromne rozdarcie psychiczne i bym się nie pozbierała przez ten tydzień, który powinnam skakać z radości :>
Jakoś tak szatańsko doświetlane lampą, przez co wyszło jak wyszło, ale mimo wszystko jestem zadowolona z efektu. A co ;]
A to nie wiem jak się zrobiło, ale pewnie jeden z tych "odrzutków", które dawno powinny wylądować w koszu, a ciągle "zdobią" moją galerię. Mam do nich sentyment.

No i po pierwszym koncercie z zaplanowanych chyba 5. Samopoczucie - REWELACJA. Wspomnienia - nieziemskie.
Podsumowując.
Koncert świetny, pełen emocji, czadu, tego czegoś, co sprawia, że nie chce się wracać do domu tylko zostać i słuchać i oglądać i słuchać. I oglądać. I słuchać...
Na uwagę zasługują muzycy, w których widać pasję i radość z grania i tworzenia muzyki. Cenne. Dodatkowo Gutek urzekł mnie swoim scenicznym szaleństwem, tym, jak się ruszał na scenie i przejęciem z jakim śpiewał. Zresztą próbkę tego możecie zobaczyć niżej. Zdecydowanie chcę jeszcze raz!


Ach! ach!

1 Comment »

3 urodziny kavenawe!
Z tej okazji kurczaki urządziły małą imprezkę. Był tort, były kuraki, było kolorowo i wesoło. Ou je! Proszę zwrócić uwagę na wygięte fantazyjnie nogi w trzecim planie. Tak. To Zdzisław zaszalał.
A więc to już trzy lata wspólnej podróży... ach łezka wzruszenia.
Pierwsze skojarzenie jakie miałam z tym zdjęciem, to Kruczek. I dla niego niech będzie to zdjęcie. Za to, że bez przeszkód można z nim rozmawiać o różowych słoniach i w ogóle. Marcin, czy jak byłeś małym Kruczkiem to byłeś tak samo "sfetaśny" jak ten tutaj? :D
Z takiej może niekoniecznie rodzicielskiej, co koleżeńskiej miłości do znanych mi odwiedzaczy kavy_na_ławę to foto oto. Za to, że z przerwami jesteście ze mną już trzy lata. Że milczycie sobie czasem, a czasem coś wam się wymsknie.

Generalnie nie sądziłam, wtedy, 9 marca, kiedy powstało kavenawe, że wytrwamy razem tak długo. Miał to być taki o, blogasek do wrzucenia zdjęć z imprezy. Takie sobie nic. Wyszło takie sobie coś, z czego ogromnie się cieszę, bo nawet jeśli to tylko kilkaset mega (ponad 300) zdjęć i ileś tam set bajtów, to ja mam w tych bajtach pochowaną naprawdę fajną historię. Moją i Waszą. Bo z wieloma z was jest ona silnie związana. Miło tak sobie czasem usiąść i powspominać.
3 lata to szmat czasu.
A te kilka linijek tekstu to zbyt mało, żeby ją podsumować. Zresztą od tego jest archiwum:}

Dziękuję.

No Comments »

Jedzie mi tu czołg?...
Drzewo w pudełku. Zafolijkowane, z brokatem. Do oglądania, postawienia na półce, fotografowania, można sobie wmówić że przynosi szczęście. W zależności od wypadków przyszłego tygodnia powiem, czy się sprawdza czy też nie ;} Oby się sprawdziło.
Przypadkowe. Zupełnie. Już chyba nie umiem malować nic co nie zaczyna się na Elijah a kończy na Wood. W jakiejkolwiek formie. Akryle na pilśni. Generalnie jest fajnie ;} a i z tego bazgroła jestem zadowolona. Bajdałej, najnowsze dziecko.
Tak se zaszalałam. Nigdy nie dokumentowałam postępów w pracy bo zawsze brakowało mi baterii w aparacie tudzież aparatu, lub po prostu chęci na taką dokumentacje, ale ostatnio jakoś tak szło. Cobym wiedziała gdzie zaczynałam psuć. Generalnie dochodzę do wniosku, że ni hu hu nie jest podobne do oryginału, tło dziwne, włosy niedokończone. Chyba zbyt dużą wagę przykładam do tego, jak wyglądają oczy...
A to taki starociek do którego mam ogromny sentyment. Może nie aż taki stary, nie przesadzajmy. Na podstawie jakiegoś zdjęcia z Internetu. W pierwotnej wersji miał być w monokolorystycznej wersji, wyszło odrobinę inaczej :} Zboczenie zawodowe;P Nie pytajcie skąd napis. Nie wiem. Pierwsze skojarzenie. Akryl na płycie pilśniowej.

A jednak nie zgubiłam tej odrobiny pasji do wszystkiego co brudzi. Cieszy mnie to ogromnie, bo to chyba jednak bardziej mi odpowiada niż fotografia, chociaż tej w żadnym wypadku nie odrzucam. Po prostu farbki, kredki i ołówki zajmują mnie na nieco dłużej:} Zdjęcie można zrobić temu, co istnieje. A co jeśli coś istnieje tylko w mojej głowie? hm? póki co, żaden aparat na to nie pomoże. Ew. Lobotomia, coby nie istniało już nic. Ale póki co nie rozważam tej ewentualności :}

1 Comment »

Wakacje w mieście...
Kościół w Zdunach, widok z okolic kobylińskiej, koło Kruka/Curyka
Kici-kici!
Bardzo specyficzny kocur. W ostatniej chwili zauważyłam go siedzącego pomiędzy dwoma płytami bramy. Cofnęłam się o pół kroku, a on ciągle siedział i patrzał tymi swoimi kocimi oczyskami. W dali, na drzewie siedziały kolejne trzy kocury.
Największa (i jedyna;) rzeka w Zdunach. Prawie jak Wisła, no nie?
Kościół ponownie. Tym razem z perspektywy placu orzechowego (Kościuszki bodaj)
Sopelki raz.
Kościół z perspektywy garaży koło cmentarza. Wrzucam tutaj tyle tych wersji, żeby sobie później w razie potrzeby odnajdować i mieć :}
Mała abstrakcja. Zgadnie ktoś gdzie to? ;)
Kościół poewangelicki, u nas mówi się, że pogrzebowy, albo niemiecki. Takie sobie wartościujące, wąskie i nieakademickie podejście ;)
Tenże sam kościół z perspektywy trochę innej. Z tego, co kojarzę, nieczęsto pokazywany jest z tej strony. Być może dlatego, że trochę taka średnio malownicza okolica ;) Dla zainteresowanych - widok od strony kręgielni.
Sople numer 2
Dach kościoła niemieckiego. Gołębie. Zawsze na dole, pod kościołem jest strasznie, za przeproszeniem, nasrane. Czasami aż straszno tamtędy przechodzić. Szczególnie jak się chodziło albo wracało ze szkoły. I tam, i pod dębem na placu obok. Takie sobie zdunowskie "smaczki"
Sople numer 3
I ponownie kościół niemiecki, poewaneglicki w pełnej krasie. Widok zza tablicy informacyjnej na skrzyżowaniu łacnowej i wrocławskiej.
A tutaj szczerze mówiąc nie wiem., nie pamiętam. Zdechła mi rybka. Miała dużo lat. Cóż no.
Kalmary są dobre. Jak się nie wie, że to kalmary...