Archive for stycznia 2011

Karolina

No Comments »

Zima na ramiona moje spadła.
Niewinnością. Białym śniegiem.
Pierwsza gwiazda już na niebie. Nie ma... Nie ma ciebie...
Ale my się tym nie przejmujemy i jasno patrzymy w przyszłość.
Bo co się odwlecze, to niech spitala nam z oczu i z serca.
Parafrazując wieszcza obwieszczam.
albo raczej obwieściłam. Zdjęcia z końca zeszłego roku kiedy śnieg był świeżutki jak szczypiorek na wiosnę i kiedy brak było chęci na cokolwiek. Teraz są jakieś chęci ale brak śniegu. Ach, ironio. Dobrze, że Bozia dała łapki i farbki, to sobie przynajmniej w tej materii nieco poużywam.
Tydzień do końca sesji, a ja już mam ją w poważaniu.
Co do samych zdjęć - jak zwykle - Karolina.
Chyba czas zmienić modelke ;))

No Comments »

Bartek.
Zza szyby.
Bartek zdziwiony.
Bartek przebrany.

Szybciutkie zdjęcia stworzone na potrzeby świetlicowych zajęć fotograficznych. Zażarty był bój pomiędzy grupami, które ubierały modeli. Basia z pewnością miałaby wobec mnie mordercze zamiary jeśli umieściłabym tu jej zdjęcie, więc umieszczam tylko Bartka.
Za tydzień o tej porze - Studzionki. :-O ale ten czas leci.

No Comments »

Turbixon w wersji maieckowej.

Bo ma moje rękawiczki niebieskie i szalik w takim samym kolorze :)
Niesie trochę promyków, żeby nie było smutno.
ale i tak jest. Więc promyki na nic.

No Comments »

Zima.
Zima.
Zima.
Zima.
Zima.
Zima.
Zima.

No Comments »

Sylwia.

Kiedyś tam dawno wrzucałam zajawkę z tego spacerku.
Pamiętam, że było wtedy okropnie zimno i z tego powodu cały nasz plan trafił szlag. Śnieg w tamtych okolicach nie prezentował się zbyt dobrze. W ogóle się nie prezentował. Kij i wiosło.
Ale coś tam ustrzeliliśmy zanim zza zakrętu wyszli ludzie i patrzyli dziwnie.
Ale i tak największy strach miałyśmy, kiedy w wagonach coś zaczęło stukać. I nieważne, że stały na bocznicy. Irracjonalny strach, że zaraz cały sznur wagonów ruszy był silniejszy. No dobra, mróz był silniejszy :P
Pierwszy noworoczny spacer.

No Comments »

Ptaki - blokersy.
Sikorka bogatka na dachu nowego karmnika.
Ta pilnuje jedzenia. Się najeżyła małpa mała. Małpa - bo odgania inne ptaki od jedzenia.
Kos. Przybycie tego gościa jest zawsze pełne emocji. Bo nie dość, że przylatuje rzadko, to podziuba chwilkę, z premedytacją zapozuje i odleci. Nie boi się jednak obecności ludzi i aparatu. Upodobał sobie słonecznik :}
Płatki śniegu na piórach kosa.
A ta ciekawska sikorka chciała na bezczela podejrzeć, co dzieje się za szybą. Oj, jak ja lubię te latające stworzonka!
To wygląda mi na ziębe, ale mogę się mylić.
Grubodziób. O nim mowa była już wcześniej.
Tłoczno tu momentami.
Sikorki.
Gdzieś mam zapodziane zdjęcie dzwońca. Nie chce mi się szukać. Wrzuce przy kolejnych śniegach, bo teraz ptaszki znalazły chyba inne miejscówki z jedzeniem i nie widać ich zbyt często odkąd stopniały śniegi. Może to i dobrze?

No Comments »

Robimy karmnik.
jak widać. Niektórzy układają tarota, inni gwoździe.
Ale po kolei. Do zrobienia karmnika przydadzą się:
odpowiednio wycięte deseczki.
coś do wkręcania śrub.
Gwoździe i śruby.
wiertła.
No i oczywiście jakieś zdolne ręce. W tym przypadku ręce Taty.
Dalej sprawa jest prosta. Wystarczy przyszykowane deseczki połączyć ze sobą za pomocą śrub lub gwoździ.
Dokleić dach.
I przymierzyć czy będzie pasował ;->

Po tym wszystkim karmnik należy wystawić do ogródka/za okno/na balkon/gdziekolwiek nasypać nieco ziarna (zależy jakich gości się spodziewamy. Saren nie przewiduję, więc nic im nie sypałam. Jak przyjdą, to się zdziwię. Zdziwię się tym bardziej, że mieszkam dosyć wysoko. W moim karmniku dla przykładu znajdują się ziarna słonecznika, pszenicy, płatki owsiane, słoninka i jakieś inne ziarenka z jakiejś karmy dla ptaków.

Myszka Miki

3 Comments »

To nie jest myszka miki którą pamiętacie z dzieciństwa.
Najpierw był szkic. Starym długopisem i markerem.
Następnie wycinanie szablonu bezpośrednio z papieru na folii.
Po lewej szablon właściwy, po prawej - środek szablona właściwego. Posłuży mi później do wykrawania mniejszych elementów.
Przy okazji wycinanek - gupie zabawy papierem. Miki-zombie.
Ołkej. Kleimy wzór na koszulkę.
Naklejony wzór, nieodklejany środek i odklejona podklejka wzoru. A do góry okejka z innej, robionej dziś koszulki.
Pierwszy etap malowania - pokrycie białych miejsc.
Te szczęki przydadzą się nieco później.
Po wysuszeniu można odklejać mniejsze elementy i zaklejać je innymi.
Już widać nieco więcej.
Taak, głodzilla atakuje.
Nie pytajcie. To nie ma związku z dalszym procesem twórczym.
Najbrzydszy etap. W sumie jedna wielka niewiadoma.
dodanie kolorów. Nieco ożywia ten ponury obrazek.
I najfajniejszy moment - oderwanie naklejki. Wtedy wszystko wychodzi na jaw. Jedyne co możemy tu zrobić, to domalować nieco kontur markerem, lub pociągnąć delikatnie farbą.
i ostatni akcent - napis. Fajnie się wycina literki w tejże folii. Jeszcze fajniej odrywa folie i ogląda jak wyszły. Trzeba jednak uważać, żeby mocno przykleić folię do pomalowanej już części. Mogą się robić zacieki.

Tadą! i oto efekt końcowy.
/całość wykonana farbami do tkanin, po przeprasowaniu są bardzo trwałe.

Pewnie niektórym runęło dzieciństwo. Mnie by też runęło, gdybym przepadała za myszką miki. Ale tak nie jest, więc jest jak jest. Taka brzydka praca jest efektem wkurzenia na szkołę i wszystko, co się jej tyczy. W niedziele egzamin a jak widać, robię wszystko, żeby się nie uczyć. Zresztą, po diabła się uczyć, skoro i tak oceny idą na chybił-trafił.
Nie zgadzam się i już!