Archive for kwietnia 2010

1 Comment »

Chwila, jak fenoloftaleina...
zabarwi dzień, zabarwi dzień...
spacerkowo.
pierwsze promienie wiosennego słońca. Złapane.

Jest niedziela wieczór, nie chce mi się iść spać, chociaż jestem pieruńsko senna. Poznańska noc imprezowa zakończona sukcesem :) Dawno nie było tak wesoło i lekko. Wiosna na całego. I nawet na wykładach udało mi się nie spać. Pomijając literaturę, która zawsze odbija mi fakturę rękawa na policzku. Powoli ogarniam zdjęciowe zaległości. W kolejce jeszcze Sylwia i Liska, blendowe plenery, wyprawa z Pawłem na sarny, narzeczeńskie fotki Moniki i Tobiasza i być może jutrzejsze zdjęcia z Marcinkiem :)

Chcę to nadrobić do Studzionek, żeby później z czystym sercem móc delektować się tamtejszymi widokami. A widoki są boskie! I wkrótce aktualizacje w dziale sklepikowym. Nareszcie ;}
4 dni do wyjazdu.
Dla mnie bomba! :}

Próba;)

No Comments »

Zastanawiam się, jak działa publikowanie notek na blogu przez mail;) spróbujmy;)

--
Sent from my mobile device

No Comments »

Pewnego razu w Zdunach...
Kiedy Mundasowa dowiedziała się, że Eduardo stracił wszystkie swoje oszczędności w automatach ze słodyczami (bo zawsze udało mu się wygrać!) zapłakała gorzko i załamała się w pół.
Spojrzała ze smutkiem w oczach na orła cień i zapytała - Do you problem? lecz on nie wiedział. Lecz on w istocie był problem.
Na Justynę spadł poważny cień. Jej twarz stała się dzięki temu równie poważna. Nie potrafiła odpowiedzieć Mundasowej, dlaczego.
Szukając odpowiedzi na dręczące ich pytanie Paulina zapuściła korzenie. Albo raczej gałązki. Było to tym dziwniejsze, że ów gałązki pojawiły się nagle. I z głowy, czyli z niczego. Tzn z braku korzeni się pojawiły nagle.
Justyna sięgnęła z kolei do medycyny naturalnej. Poprzez aromat leśnych szych przeniosła się do wyższego poziomu nirwany, by tam przyczaić przyczajonego buddę i zapytać go "dlaczego?"
Lecz on nie wiedział. Osłabiło to Justynę, więc odpoczęła na łąki łanie opierając się o drzewo.
Drzew jednak pękło wprawiając w zakłopotanie zebranych.
Zebrane zakłopotane. Spójrzcie tylko na to zakłopotanie malujące się w ich oczach!
Wyrzuty sumienia były jednak tak silne, że pociągnęły Justynę do poważnych kroków.
Poważne kroki skierowały ją do Kątowni gdzie znalazła miotły i swoje powołanie na to ciepłe, marcowe popołudnie.
Porwane przez wir pracy już nigdy nie wróciły do poszukiwania odpowiedzi na pytanie "dlaczego"...

koniec.
Zdjęcia z 26 marca. Zduny-muzeum-las-droga-Krotoszyn.
Wszystkich nie wrzucam, bo nie :}
Mundas i Justyna spisały się świetnie, biegały na bosaka po szyszkach i leżały na igliwiu. Mi by się chyba nie chciało, ale cóż. Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Co prawda zdjęcia zawsze można powtórzyć, ale to już nie będzie to samo leżenie.
W przygotowaniach do publikacji zdjęcia z Anią i Darką, a później Sylwia i Liska :}
Przyszły piątek zarezerwowany dla Tomka, a week 23 dla Moniki i Tobiasza.
Se zapisuje, żeby nie zapomnieć.
Chętnych na zdjęcia proszę o kontakt, ja mam czaaaas ;)

5 Comments »

W Dolinie Muminków.
Włóczykij łowi rybki. Rybka wyszła rozbrajająco i świetnie współpracowała ;))
Dała się złowić i pozowała do wszelkich podniebnych wariacji.
Niestety, wkrótce po tych zdjęciach zaginęła. Podejrzewam, że odpłynęła na kolejny plan zdjęciowy...
ale zanim to się stało, odpoczęła przy Włóczykiju. Porozmawiali chwilkę o życiu, śmierci, wodzie na marsie i innych takich i zniknęła.
Proszę zwrócić uwagę na misternie wykonany z zapałek most :> W tle majaczy drzewo wykonane z trzech kolorów gąbki kąpielowej barwionej zielonym tuszem.
Rilax, take it easy! czyli hit wyjazdu do Swarzędza pojawia się także w Włóczykijowych fluidach wczesno wakacyjnych. Tak właśnie smakują przed-wakacje. Jeszcze odrobinę zimno, ale już sielankowo.

a to już inna ryba. Co prawda nie tak atrakcyjna jak atrakcyjny Kazimierz, czy ryba-wpływa, ale róI nagle! (takie nagle zwykle przychodzą niespodziewanie i nagle). Nagle zrobiła się zima... na zamarzniętym strumyku zaczaił się dziwny cień i czekał...
I później po tym nagle pojawiła się Buka i uśmierciła Włóczykija i jego rybkę...
KONIEC.
Bakstejdż.
Przy realizacji zdjęć nie ucierpiała żadna rybka z pianki poliuretanowej, ani żaden Włóczykij z muliny. To wszystko co widzieliście na zdjęciach wyżej to doskonale wyszkoleni aktorzy, którym nie straszna żadna scena. Nawet ta z Buką, która jak dla mnie osobicie byłaby straszna. wrrr!

Przy budowie planu zdjęciowego dzielnie pomagała mi Ania :) To dzięki niej góry w Dolinie Muminków wyglądają jak Karkonosze, a w rzece pływają muszelki znad Bałtyku. A to wszystko w pokrywce od inspektora-gadżeta (mama mówiła, że to to takie coś, co sie w tym kwiatki hoduje).

Powyższe zdjęcia, a raczej tylko 3 z nich można było obejrzeć na wystawie krotoszyńskiego klubu BLENDA. Kto nie był niech żałuje, bo było fajnie :D ale i tak najfajniej było wracać na autobus. Chwiejnym od wernisażowego wina krokiem w towarzystwie Marcinka przemierzaliśmy krotoszyński rynek rozmawiając o sprawach ważkich i tych mniej ważkich. Obiecałam Rogalowi, że umieszczę tu jedną z jego teorii nt. Boga.
Umieszczam.
Bóg jest jak pizza.
nie pytajcie. To jesteśmy w stanie zrozumieć tylko my w powystawową noc...

No Comments »

Wesołego Alleluja!
Produkcja na masową skalę. Królików wciąż przybywało, trzeba było je przywiązać do drzewa, żeby nie uciekły. Tu kartka właściwa z gotowym już napisem i huśtawką. Prezentowała się sympatycznie:)
Wesołego Alleluja od królika co się buja! ;>
Dwa króliczasy gotowe na wklejenie.
a tu wersja drastyczna tejże samej kartki. Trzeba było przytrzymać królika w miejscu. Biada tym, którzy pomyśleli, że mogłabym uszkodzić takie zwierzątko. W końcu Turbiś tez królikiem był.
Przy produkcji kartek nie ucierpiał żaden królik :> Zresztą widać, że ten się uśmiecha :}
i wmieszałam się w męskie grono :> niezauważalnie... Śniadanko wielkanocne na świetlicy. Fajnie było :)
Dokumentowane i przesłane przez Ewewline, która teraz będzie chować swojego królika do sejfu na czas moich odwiedzin :D
no to wesołego jajka!