Archive for lutego 2010

2 Comments »

Dziecko Reklamy.
Ryba wpływa
na wszystko.
Tak to jest, jak ma się niewyleczoną angine i idzie na dwór.
Tak to jest, jak jest się dzieckiem reklamy i śpiewa "give me some fish give me, give me some fish..."
Wrzucam, bo Marcin miał napad śmiechu jak dowiedział się, że nie zdążyłam dokończyć napisu, bo mama mnie ściągnęła z dworu...
Ale Ryba wpływa wciąż jest na boisku i ma się dobrze.

Dobija mnie już ta zima i to wszystko. Wszędzie śnieg, ale nie biały, ładny tylko żółty albo szary. Do dupy raczej.
Jedynym pozytywnym uśmiechem na wieczór jest fakt, że Lao Che wydają niebawem kolejną płytę. To już 4 i za każdym razem zadziwia.

3 Comments »

Wschód słońca nad Tatrami...
tych widoków nie idzie skomentować tak, żeby oddały prawdziwe piękno rzeczywistości.
Klimat niesamowity. O wpół 7 pobudka, Ewela spacyfikowała i stwierdziła, że z łóżka się nie rusza. Jej strata :> Ja wpakowałam się w lansiarski strój śniegowy i ruszyłam w trasę. 5 minut później moim oczom ukazały się takie widoki... Tego ranka góry były wyjątkowo wielkie. Majestatyczne i niesamowite. Oglądane ze Studzionek były zupełnie nierealne...
Gra świateł pierwsza klasa!
No tak, chronologia znów poszła w las ;>
Takie cuda wyłaniały się powoli spod grubej pokrywy chmur.
cud-miód-maliny. Dla takich widoków warto było podnieść się o tej godzinie....
W takich miejscach tęskni się jakoś inaczej.
Mieszkać tak w środku nieba na ziemi. Zazdroszczę.
Panoramka o poranku.
Babcia i Dziadek w dniu ich święta :)
widoki rewelacja.
i te też.
Prawie jak czarno-biało ;}
Dach kościoła w Ochotnicy Górnej.
Widoki niesamowite. To co tam widać to nie mgła, tylko chmura. Wrażenia pierwsza klasa :>
Drzewa jak z bajki...
Nasza grupka na trasie do sklepu w Ochotnicy. Jakieś pół godzinki drogi od domu i pół godzinki drogi na dół jeszcze przed nami. Humory dopisywały, ale tak to już jest, kiedy chodzi się z głową w chmurach :}
Nasze zapasy :D Jogurtów starczyło na tydzień... ;> ciastek na dwa dni, a paluszki na kilka filmowych seansów...

No tak, w jeden wieczór udało mi się ponownie podejść do tych zdjęć i streścić dwa dni w jeden. Zresztą, jakie tam streścić. To po prostu kilka fajnych widoczków i trochę literek. Tak naprawdę nie jestem w stanie opisać wam tego wszystkiego co tam się działo. Tych wszystkich uśmiechów, rozmów przy kolacji, spacerów, zabaw na śniegu, nocnych seansów, śmiechów, bałaganu w pokoju, pszczół z żądłami i bez. Oceanów, karaoke do 3 w nocy, podrywu na młotek i grzybowej u świń. Wszystko to wydaje się być tak cudowne, że aż nierealne. Nie mogę doczekać się wiosny, bo wtedy pojedziemy na krokusy!
Dziś na świetlicę zawitał Marcin, fajnie Cię było spotkać w nowym roku :} kto wie, może uda Ci się znaleść czas na fioletowe łąki.
Łukasz w Angli, PWS w Ameryce. Światowo się zrobiło, tylko Maja wciąż na wsi.
Ale tu mi dobrze. szkoda, że bez was, ale mimo wszystko dobrze.

2 Comments »

Studzionek czar...

Takie widoki przywitały nas u podejścia na Studzionki.

Niedaleko dalej, pomiędzy kolejnymi kępkami drzew dało się wyrwać przyrodzie takie obrazy. To był ostatni dom, który mineliśmy. Przed nami około godziny wędrówki.

i spojrzenie za siebie... dzień się budzi.

ostatnie z tych, które nie zdążyły spaść

Ewelina na szlaku :> na pytanie "daleko jeszcze?" odpowiadała, "majkaaa, to dopiero 1/15 drogi" a ja już nie miałam siły...

Dopiero się wspinam, ale widoki są ekstra. Po godzinie wspinaczki pokazały się takie czary, że zmęczenie po 10 godzinach podróży i godzinie spaceru w górę nagle uciekły gdzieś.

Widok na Tatry od strony podejścia od Szlembarku, już prawie Studzionki:)

Dolina Ochotnicy. Zejście na dół ze Studzionek zajęło nam jakieś 40 minut. O dalszej drodze nie wspomnę, bo Ochotnica to najdłuższa w Polsce wieś (ponad 30km). To takie ciemne na środku to kościół ;} do obejrzenia w następnych notkach.

Przyczajone gdzieś przy drodze.

Oszadziałe, odrealnione. Martwe i piękne.

Pokój z widokiem na Tatry. Taaak. ;}

Krajobraz postapokaliptyczny.

W szarym polu, biały krzyż nie pamięta już kto pod nim śpi... Zdjęcie "żywcem" wyciągnięte z aparatu. Tak, takie zamarznięte "cosie" wystawały na każdym kroku z ziemi. Zupełnie jak w Dolinie Muminków. Hatifnatowie wersja zimowa. A drzewa... drzewa jak z lukru, z wosku, z porcelany?

na żywo wszystko prezentuje się lepiej.

Landszafciki.

Tatry widziane ze ścieżki gdzieś w Studzionkach.

Maluszki kładą się spać.

Dom państwa Chrobaków ma niesamowity klimat. Niezaprzeczalnie.

Kawałek Zakopanego. Szaro.

Stoiska z różnymi góralskimi gadżetami

i tu też.

I na Gubałówce ten domek mnie urzekł. Chyba najbardziej z całej podróży do Zakopanego.

Góralska chata

Widoczność z Gubałówki średnia, ale nie narzekaliśmy :}

pamiątkowe foto na tle. A chwile później gorąca czekolada.
W domu czekał na nas taki przyjemny widok :)

To dopiero pierwsza część zdjęć. Wspominam sobie, bo mi smutno i idzie sesja i ciężko generalnie. Dziś jeszcze nie będzie podsumowująco i opisująco wyjazd, bo za dużo się działo, żeby to tak szybko streścić. Teraz inne myśli w głowie. Nie potrafię się połapać. Potrzeba mi kogoś, kto mnie weźmie i sklei. Póki co jest Agatka, której dziękuję, i Ewela miała po 11 wpaść na kave, ale chyba jeszcze jej nie ma... zresztą.
ech.