Archive for marca 2008

2 Comments »

O liskach, odchodzeniu i innych takich smutnych.

Czyli generalnie dzisiaj smutno. Niby wiosna, ale tak jakoś tam w środku ponuro. I nawet nie mam na myśli swojej ślepej kiszki, bo ta pewnie wesoła, chociaż kto ją tam wie? Radosne oczekiwanie zmienia się ostatnio w katorgę niepewności. Z jednej strony 95% pewność, że wszystko będzie dobrze, a z drugiej strony te cholernie gryzące 5%. Ale tak musi być. To jest normalne. Trochę naiwne, ale normalne. Zupełnie jak śnieg zimą (chociaż ostatnio nic nie jest już pewne). Posypały się wartości. Posypały się morale i morele też się wysypały. Z miski. Wczoraj rozmawialiśmy z wujem, że w naszych terenach jest pełno lisków. Z pewnym zażenowaniem musiałam przyznać, że przez moje chore 19 lat ani razu nie widziałam na żywo liska. No i patrzcie państwo. Dziś okazja. Wracam do domu. Autobus pędzi jak szalony. Czasem przyspiesza do zawrotnych prędkości 60km/h, czasem zwalnia. No i zwalnialiśmy sobie w najlepsze i tak jak zwykle, wracając do domu, patrzę w pola, (lasy są dopiero kilometry za horyzontem), czasem w przydrożne rowy. I w jednym z tych rowów na wieczny odpoczynek udał się mały lisek. No mały, czy ja wiem czy mały? No i myślę sobie, że jak wczoraj stwierdzałam, że nie widziałam liska, to ja tak naprawdę nie sprecyzowałam moich „żądań” co do jego postaci. Myślałam, że to logiczne, że mówiąc, że nie widziałam na żywo, mam na myśli ja żywa, on żywy, my na żywo. A tu się sprawa rypkła. Ja żywa, my na żywo, a w nim coś mało tego życia. No ja nie mam zamiaru się tak bawić. To smutne trochę. W ogóle te wszystkie odejścia i pożegnania są smutne. Za miesiąc kończę szkołę. I znów wszystko, co przez trzy lata z takim mozołem budowaliśmy ktoś niezależnie od nas psuje. Ostatni miesiąc. Trzeba kupić bilet na PKS. Pożegnam się z panią Agnieszką (bądź co bądź legendą krotoszyńskiego pksu). W poczekalni w promieniach ostatniomarcowego słońca wygrzewały się dwie starsze kobiety. Przy okienku nie było nikogo, jakiś gościu kręcił się przy komputerze. „znów trzeba będzie dwie godziny czekać, aż się pojawi…” pomyślałam dosyć smętnie, a gościu przy komputerze zapytał, czego chce. Bilecik poproszę (nie do kontroli, nie ta działka proszę ja ciebie). Spojrzał raczej przyjaźnie, chociaż nadal nie miałam do niego zaufania. Ośmielona jednak tym gestem zapytałam ponownie „A gdzie pani Agnieszka?”. Musiał usłyszeć smutek w moim głosie. No musiał i nie ma bata. Przerwał na chwile przyklejanie i stemplowanie i przepraszającym tonem wydukał, że nie przedłużyli jej kontraktu, jakby to była jego wina… Niby normalny świat i normalna kolej rzeczy. Dla wszystkich to takie zwyczajne. Ot, wywalili ją z pracy. A jednak dla mnie to dziwne było. Co miesiąc o tej porze to był swego rodzaju rytuał. Uciekanie z religii na PKS, tylko po to, żeby kupić bilet i pogadać przy okienku o kolorach papierków na których drukowane były bilety (przez trzy lata ani razu nie udało mi się trafić żółtego). Dziś miałam ostatni raz ponarzekać razem z nią, że nie ma znów żółtego papierka, ostatni raz naściemniać, że ma pozdrowienia od księdza (ach, jak się cieszyła :) ) i ostatni raz wykłócać się z nią, że nie mam drobnych… A tu pan. I to nie jakiś taki, co to o nieplanowanych ciążach mógłby gadać na całą poczekalnie. Taki zwyczajny. Pewnie, gdyby to była dopiero druga klasa, albo nawet połowa roku czy cokolwiek nie tak blisko końca, zniosłabym to inaczej. A tak? Na dworze przy peronie 5 czekał już autobus. Ni stąd ni zowąd pojawiły się łzy, pewnie przez to rażące słońce. Na pewno…



Spokojnie. Nie jest jednak aż tak tragicznie. Mówią, że Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy, no nie? Coś czuje w kościach, że chyba zaczyna coś się dziać w kwestii jego sprawiedliwości. A przynajmniej tak mi się wydaje. Wiesz, nie lubię ściemniać, ani cwaniaczyć, ale sory winetu, należało Ci się. Śmiech to zdrowie, panowie, panie.



Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka
W jak Wiosna.

Ze specjalnymi (chociaż normalnymi swych treściach) pozdrowieniami dla:
-Mundasa, że mnie ciągle wytrzymuje
-Agatki, że pełni rolę mojego biura rachunkowego i podtrzymuje mnie na duchu choćby nie wiem co się działo;)
-pana eM, co do którego już niedługo ;)
-Kruczka, bo pozory mylą ;)
-Tadzika, bo raczy mnie dzisiaj naprawdę smakowitą muzyką. W ramach dzisiejszego postu i klimatu jaki mi sie tu zrobił, proszę bardz:

Royksopp - Poor Leno
Endżoj.

No Comments »

Magia kolorów.
Zgubiłam moje makro. Tzn zgubiłam jedno, znalazłam drugie. W przyrodzie nic nie ginie ponoć.
Podwójne girki jakby co.
Cel pal. Mały głód uśmiercony.
Mała abstrakcja.
Trochę większa abstrakcja.

Aj. Aj. Aj. Co to ja chciałam?
Ano tak. Kolorowo, bo wiosna przyszła. Skąd wiem? Bo śnieg przestał sypać. Bo babcie na przystankach mówią coraz głośniej. Ha! ale co mówią?! to też istotne!
"-O, widze, że panie robią wiosnę!
-My? nieee...
-Ano tak, tak, bo już na gołe główki!"

zaraz coś więcej.

1 Comment »

O 4 takich co biegali w stringach po szkole.
Oto oni. Jeszcze ubrani, jakby co.
Michał. Matowy.
Na miejsca. Gotowi. Start! Bierz go!
Wejście kurka smoczka. Fajne światło (nie czepiać sie przepaleń na macie, bo kontrasty delikatnie poprawiane)
Za gacie i po macie.

Zdjęcia wykonane przez Mundasową i Mietełkę. Dziś nie moja działka, bo ja byłam zajęta wygrywaniem zakładu z Ernestem... (a mogłam założyć się o coś zabawnego;)) Ah, zapomniałam o najistotniejszym info. Zdjęcia pochodzą z dzisiejszych drzwi otwartych w Ceramie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w szkole tak długo... Wczoraj od 7.35 do 16.10. Latanie jak osioł po szkole, tu tablice okleić, tu zdjęcia podpisać, przykleić, stoły przestawić, puchary poprawić, medale przyczepić (mam nadzieje, że Michał nigdy się nie skapnie, że te metale to szmelc i te środki najlepiej trzymają się na te niebieskie "blutacki", i że nie najlepiej znoszą lądowanie na podłodze;)
Wracając do dzisiejszego dnia...
Szkoła nigdy wcześniej nie była tak cicha i spokojna, że ja piernicze. Drzwi Otwarte. Przyjechałam wyjątkowo wcześnie, bo o wpół 8. Przerażająco pusto i zimno. I ciemno. Przed sekretariatem siedziała Kasia, nawet mnie nie zauważyła. Nie wiem dlaczego, ale w momencie kiedy panuje taka cisza, za wszelką cenę chce się być niezauważonym. I zsynchronizować się z nią. Zatrzymałam się w holu. Przez dobre 5 minut stałam w miejscu jak osioł i słuchałam. Czego? Ciszy. Czasem trzeba i jej wysłuchać, żeby mieć pełen obraz. Wszystkiego. A może siebie? (ej, zahaczam o mentalne dyrdymały, których tak się wystrzegałam na kavie...) Po jakiejś pół godziny przyszedł Ernest. W głowie fruwało mi kilka słów
"utopię waszą utopie, utopie w potopie, zarządzam wielkie zanurzenie".
To co się później działo, było już mniej istotne. Przychodzący ludzie zburzyli moją ciszę. Czasem zachowuje sie strasznie egoistycznie, ale Jagódka też tak dzisiaj miała ;)) Ja tam wiem, że to w pełni uzasadnione. Niechęć przed zmianami, po co, skoro tak jest dobrze? Wiecie, nie lubie przemawiać przed tylooooma ludźmi. No nie lubi i tyle;) Ale w związku z tym moim przemawianiem wygrałam wspomniany wcześniej zakład. Słowa
"A czy do was też przyszedł dzisiaj zajączek?" (na różowo bo to było takie sfet ;)
dały mi zwycięstwo w zakładzie;) Ernest, kiedy spacerek? :>>

Dobra, to teraz na pół roku macie spokój z oglądaniem moich wnętrzności. Ot, cała historyja.

jeszcze 16 dni
jeszcze 30 dni

Panie eM, mój Turbiś pragnie się spotkać z Panem na udeptanej, celem wiadomo-jakim ;)

1 Comment »

Pa para pa para pa para pa pa!
Chciałoby się zanucić "tak wygląda moje miasto nocą" ale to jest już zbyt tendencyjne i oklepane i w ogóle złe i nudne. Więc może będzie lepiej, jak nie napiszę nic;)
Kadr centralny, 4sec, f/3.4, poza ramką, żadnych modyfikacji w komputerze.
Wesołych świąt.
Nawet sie pseudo coś utrafiło po drodze. To światełko to oczywiście księżyc.
Wtedy wszystkie twe marzenia, pomysły wizje sny, spełnią się a bez wątpienia to sprawisz właśnie Ty... tak mi śpiewają w głośnikach. Fajny ten polski fil kolins.
Bloki. Najlepiej oglądać na ciemnym (czarnym) tle. Zadowolonam z rezultatów.
Plac Kościuszki w Zdunach. Ładnie tam wieczorem tylko pioruńsko zimno.
I znów plac. Tędy chodzę po bułki (latem;p) bo zimą przez środek, żeby tylko wydeptać jak najwięcej śladów w śniegu.
Gałązek trochę.
I chaupka koło której są okropne kałuże, które rozjeżdżają źli kierowcy. (kiedy siedzę za kierownicą zawsze dziwnym trafem o nich zapominam...;P)

ok, kilka słów zaś za moment.

No Comments »

Time is running out...

Bluszcz, gdzieś na przydrożnym płocie. Obudził się wreszcie, bo już zaczynałam tęsknić.
Nataliona po raz pierwszy. Sesję robiłyśmy w dzień jej urodzin. Całkiem sympatycznie wyszło.
Nie wiedziałam, że w Zdunach mamy tak zatrważającą ilość fajnych płotów :)
Na żółtym tle i owszem, komponuje się dosyć sympatycznie, ale to jeszcze nie jest to...
Tu diabelsko. Zgodność kolorystyki z charakterem na jakieś 80%.
Z kolei na tym szarym tle wyszło naprawdę fajnie. Podoba mi sie.
I brudny róż pasujący do koloru apaszki. Jest dobrze, jest dobrze jest....
Sto lat kavenawe ;} witajcie wiosnę ze mną;]
No i to mi się bardzo podoba. Kolorystyka i w ogóle.
Kupiłaś mi książkę z droga w tytule, fantazja przeczy nudzie...
Zachód słońca.
kolejny.
i kolejny.
i kolejny kolejny.
i ostatni.


No tak. Dobrnęłam do końca z kolejnym postem. Jest fajnie, wiecie? Za miesiąc koniec szkoły, a mi ej nawet smutno z tego powodu. No, bo jakby nie patrzeć przywiązałam się do tej klasy i szkoły i ludzi przez te 3 lata. Do klimatu Ceramy. Ach, czy chciałabym cofnąć czas? niee, skądże. może trochę zwolnić. Z jednej strony coś mnie tu trzyma, z drugiej coś, lub ktoś powoduje, że chcę pobiec daleko, tam, gdzie do tej pory się bałam. Chcę zacząć studiować. Taaak. Ty wiesz. To otwiera nam nowe wrota. Kakao w Republice brzmi kusząco;)
Cały dzisiejszy dzień spędziłam z Mundasową w małej salce. Ku chwale ojczyzny. Ze zdrowiem nienajlepiej, za to z humorem i samopoczuciem świetnie. Dawno nie miałam takiej energii i mobilizacji do działania. Darek zaczyna mnie porównywać do R. nie przesadzaj;) dużo mi brakuje. Przede wszystkim pewnych zdjęć w kolekcji. Co to ja chciałam...

Agatko, dzięki Ci za nieformalne biuro rachunkowe;)
jeszcze 17 dni...
i jeszcze 31 dni...

2 Comments »

WWW:Warszawa Wita Wyborców.
czyli kolejny projekt wyborczy realizowany z funduszy MM&I
Skromny poseł na Sejm RP; Kamil Łopuszyński w towarzystwie jego zaufanej sekretarki, Katarzyny S. pseudonim Smykol.
Gdzie Pan Poseł tam i niezliczone ilości Paparazzi czy jak tam się ich pisze...
A tu osobna historia, czyli podróż mojej Dronki do stolicy. Spotkanie zapoznawcze na przydrożnej stacji paliw z kamykami. Tzn stacja miała kamyki na parkingu, nie w paliwie;)
Gdzie kucharek 5 tam kucharz cieszy mordę, za przeproszeniem mordy i kucharza.
Biedroneczki są w kropeczki, po męczącym kucharzeniu czas na odpoczynek pod parasolem.
W ramach wyjazdu do W-wy trzeba było pokazać, że my w pokojowych zamiarach. czyli pis&ałt.
Mietło, spójrzże ku wschodzącemu słońcu. Spójrz, i rzeknijże co widzisz. Bo ja chyba nic.
Chciałabym latać i z góry patrzeć latać... Śniło wam się kiedyś, że lecicie?
A tu już Warszawa i nasze grono pedagogiczno-wychowawcze na wycieczce :) od lewej Pani Sławka, Pan Waldek i Pani Ewa. Z tego miejsca chciałabym im baardzo serdecznie podziękować, bo to była najlepsza wycieczka na jakiejkolwiek byłam!
Drewniany Kocurek, czyli kształcenie obywatelskie w zakresie czeskiego;>
Pan poseł Kamil przymierza się do pełnienia swojej niesamowicie ważnej misji. To wszystko kiedyś będzie podlegało Jemu.
Koguty przed ambasadą Francuską. W pierwszej chwili myślałam, że to Woronicza i Teleranek się tak wozi, a tu pacz, jaki zonk ;))
Kult gwiazdy. U nas na wsi nie ma takich plakietek na ulice. Smutny kontrast. John Lennon, zdjęcie, resztki zwiędłego kwiatka i perfidne opakowanie od czipsów. Ech.
Ambasada Kanadyjska. Ładne tło tworzyły te rusztowania tam z tyłu :)
Dziewczyny ustawiły mi się do zdjęcia. Szkoda tylko że Fajfa mrugnęła, Żana zrobiła zeza, a Mietła z Mundasową coś do siebie gadały i wyszły jak trochę niepełnosprytne ;)
My cwaniaki ziemi krotoszyńskiej przybywamy z wizytą ; > w oczekiwaniu na wpuszczenie nas do Sejmu.
Bardzo Rydzykowna pikieta przed sejmem. Masony, POdPISy, trumny i babcie w moherach.
Kiedyś znajdę dla nas dom, z wielkim oknem na świat...
Ulubione zdjęcie pan Posła Kamila. To tęskne spojrzenie, ta pewna siebie postawa. Tak, to kiedyś będzie jego drugi dom.
Witamy przed sejmem. Pozdrawiamy was Ciule! jest całkiem fajnie, chociaż trochę chłodno i zaczyna padać.
Borowiki skurczybyki za drzewem. Jak nie chcą po dobroci, to przedrą się do sejmu siłą.
A to już sam sejm. W rzeczywistości jest mniejszy niż to się wydaje w TV.
Wiedzieliście, że pani Nelly Rokita ma na drugie nazwisko Arnold? :> Mieliśmy to szczęście usłyszeć ją na żywo. I zobaczyć jak z wdziękiem uderza pięścią w mównice. Wiekopomna chwila;) Pierwsze słowa brzmiały mniej więcej tak:
"Usiadłam dziś po lewej stronie, żeby zobaczyć, jak to jest u lewicy"
Pierwsze, co mi się skojarzyło z tym zdjęciem to to:
"To co dla jednych jest sufitem dla innych jest tylko podłoga..." -"Granica",Zofia Nalkowska.
Z gąszczu różnych trudnych spraw w gąszcz drzew, czyli odpoczynek od sejmowych ław.
Cała nasza grupa razem z Panem Posłem Maciejem Orzechowskim.
A ten gościu miał fajne skarpetki. Kolanówki w czarno różowe kwadraty. I jeszcze je tak perfidnie bezwstydnie podciągał jak se siedzieliśmy i słuchaliśmy pana posła Macieja ;>
Nasi z panem posłem.
Kamil wita się ze swoim przyszłym sejmowym kolegą.
A w momencie robienia tego zdjęcia byliśmy w telewizji ;) TVN24 ;}
A tutaj ta osławiona hala/sala/cokolwiektojest ze schodami tylko dla VIPów i w ogóle. Fajny specyficzny klimat.
Ten strój mnie rozbroił ;} i te skarpetki;)
Zdjęcie z wicemarszałkiem Stefanem Niesiołowskim.
Oj, trzeba panu krawacik poprawić...
i wsio w porząsiu.
I sejm Polski łon mor tajm.
A teraz szukaliśmy autobusu i zły pies miał dużo znaków i antenę satelitarną;]
W momencie robienia tego zdjęcia niebezpiecznie się zatrzymałam i nasze wychowawstwo, które szło na samym końcu pochodu prawie na mnie wpadło;) no ale to tak już jest. że jak się chodzi i robi zdjęcia, to zajmuje to zdecydowanie więcej czasu i nieistotne jest to, gdzie się dojdzie... ważne, że się idzie.
Kolumna Zygmunta, specjalna dedykacja dla Pana eM, który to ma wyłączone dzwonki w nocy i nie daje się obudzić. Nawet teraz ;))
Bezgłowy gołąb.
Warszawski Stary rynek, podoba mi się. chociaż wszystkie te stare rynki w dużych miastach wyglądają podobnie. Tzn chodzi mi o zabudowę.
Magda Gessler przed swoją restauracją "u Fukiera" (?!)
I my przed tąż samą restauracją ;))
No i syrenka machnięta w locie.
Toalety w Złotych Tarasach;0
I obowiązkowa cowycieczkowa sesja toaletowa w centrum handlowym.
Sałatka z burger kinga. te liście ponoć gryzły. a zdjęcie szczególnie mi się podoba:>
no i ja. przez pół godziny męczyłam tego czisburgera.
Niesamowite wrażenie sprawiał ten dach. Bynajmniej dla takich "wieśnioków" jak my;)
Wszędzie ruchome schody. nie wiadomo skąd ani dokąd ani nic nie wiadomo. totalny chaos i niezorganizowanie i wszystko pomieszane w poplątanym ale widok fajny. Gdybym sie jeszcze nauczyła używać poprawnie znaków przystankowych to by było fajnie, nie?
I ukoronowanie naszej wycieczki ;)) Zdjęcie z Mroczkiem. Nie wiem którym, oboje są jednakowi. Sytuacja Mroczkowa wyglądała zaskakująco zabawnie. Najpierw Mundasowa wpadła na niego gdzieś w środku sklepu, nie orientując się, że to on, później przez pół godziny szukaliśmy go po sklepach, później Kasia dobiła nas mówiąc, że w Empiku spotkali Pawła Małaszyńskiego (w tym samym czasie byłam w empiku ale piętro wyżej;( ) i dostali od niego autografy, ale nie mieli aparatu i nie mają zdjęcia... Czekaliśmy z panem W. przy drzwiach. Mundas, Mietła i Kruczek się spóźniali, ale my czekaliśmy cierpliwie i rozmawialiśmy sobie jak nigdy wcześniej. W końcu pojawiła się i pani E. a chwile później munda, kruk i mietła. Kiedy zbieraliśmy się, żeby już wychodzić, ktoś przemknął przez wejście, a wtedy wypadki potoczyły się zatrważająco szybko. Najpierw ktoś krzyknął, później mundasowa szarpneła mnie za ramię, później ja w przypływie nagłego "zatkania" wydusiłam z siebie jedynie nieartykułowane "ej, możemy na zdjęcie?! bo nam Małaszyński uciekł, a nie chcemy, żebyś Ty nam uciekł" (no, nie było aż tak nieartykułowanie;)) Mroczek zatrzymał się, uśmiechnął i powiedział "pewnie! ja wam nie ucieknę;)" a później dziewczyny się kłóciły o najlepsze miejsce koło niego co zresztą widać na załączonym obrazku. Jakiego później dostaliśmy dopalacza jak wracaliśmy do autobusu, to się w głowie nie mieści! taką wioche przy tym robiliśmy, że wstyd. Wpadłyśmy z mietłą do autobusu i kwicząc i piszcząc wywrzeszczałyśmy wręcz , że mamy zdjęcie z Mroczkiem. Kiedy usiadłam, przypomniało mi się, że ja go przecież nie lubie:/ dziwne te ludzkie zachowania... dziwne....

Podsumowanie sejmowego dnia. Pan prezes jest zadowlony, prawda?
To by było na tyle. Wasz fotoreporter jak zwykle na miejscu, tym razem mówi wam papa i do zobaczyska niebawem;) Misjon komplit.

Przegapiłam 9 marca. czyli co?! czyli 2 urodziny Kavenawe! niedługo będe nadrabiać. Czuwajcie!
Ja chcę jeszcze raz;)) Wszystko razy dwa. Każdego razy pięć! oprócz KK (wyjaśnienie wkrótce.)

Jakiś konkretniejszy opis wycieczki już wkrótce;) chwilowo cieszcie się fotorelacją no.
baj!