Archive for 2011

Liście za Michaela Buble'a!

No Comments »

 :-) dwa klony. od Ani. I pisaczki. Poznańskie.
 Majkel Majkel. Po mojemu.
 I'm lucky I know but I want to go home. Mój ulubiony kawałek. Moja mała inspiracja i mały podnośnik na duchu, kiedy jest źle.
I coś, co absolutnie mnie zszokowało :-)) 11 listopada. Dwa telefony. Mega dużo rogali. Myślałby kto, że to za duża ilość cukru. Ale nieee! to emocje, których nie da się opisać. To dzikie drżenie rąk i napięcie, oczekiwanie, chwile zwątpienia a w końcu niesamowita radość! Dobrze, że Kruczek był akurat na herbatce, bo gdyby nie on, spadłabym z krzesła. 5 razy.

Drogi M z Radia Zet - Dziękuję! you made my day! :-))

Berlinie, Michaelu Buble - przybywam! ;D

Rybki wpływają na wszystko

3 Comments »





Krzysiek

No Comments »






Z Krzyśkiem leśne spacery

1 Comment »

Ostatnie promienie listopadoweg słońca wykorzystaliśmy do maksimum. Teraz księżyc spowija gęsta mgła, nie widać nawet Jowisza, który zazwyczaj dumnie wisiał ponad domami. Nie widać już błękitu nieba. Przed nami miesiące depresyjnych klimatów...
 niekończące się połacie śniegu, który skrzypiąc pod stopami będzie wdzierał się do butów i pod szale. Który zaczerwieni nam policzki i przeraźliwym zimnem spali nam dłonie.
Ale póki co jest jesień. Soczysta, full-color jesień. Bez deszczu, bez przesadnych podmuchów wiatru, bez mrozu i wszystkich innych 'niepożądanych' jesiennych atrakcji. Taką jesień lubię. I niech mi ktoś spróbuje marudzić, że jesień to taka brzydka pora roku. Im dłużej chodzę po tym świecie tym bardziej podoba mi się to, co mnie otacza. Nawet śnieg i zima, która zabiera życie i kolory temu, co dookoła. Mimo tego, albo właśnie dlatego uwielbiam zimę. Za to chwilowe oderwanie od dzikiego pędu i dzikiej energii. To dobry czas na odpoczynek z kubkiem gorącej herbaty.
 
Co do zdjęć... fajnie :-) tzn. było mniej fajnie, jak mi przypadkiem ów strzykawka wypadła z kieszeni na przystanku, alee.... ;-)
 Pomimo tego, popołudnie spędzone bardzo pozytywnie.
co prawda z tej miejscówki przegonił nas jakiś dziwny odgłos, ale jak na nieustraszonych poszukiwaczy starych walizek przystało - pośmigaliśmy dalej...

Jason Mraz Live in Prague.

1 Comment »

Praga przywitała nas chłodem ostatnio letniego poranka.
w powietrzu czuć było nadchodzącą jesień.
dziwne, że nikt tu nie zbierał kasztanów...
kamieniczki i uliczki
kamieniczek i uliczek ciąg dalszy
Chyba trafiliśmy w nieco brzydką dzielnicę, ale ta nie urzekła mnie 'pięknem' wszędzie psie kupy, ciężki bajzel i jakaś dziwna pustka. Jakby nikogo tam nie było. Tylko jedna babcia zaczepiła nas po drodze proponując, że wpadniemy do niej na 'caj' ale podziękowaliśmy ;-)
Nie wiem, co to było, ale gdzieś na mieście.
za tymi grubymi murami za parę godzin będę tupać nogą w rytm Mrazowych pojękiwań ;-) tak tak, Ania jak to przeczyta to mnie zamorduje :->
wnętrze Palac Akropolis
Jason Mraz po raz pierwszy
tak sobie bliziutko sceny z Anią stałyśmy, że mieliśmy kabelki pod rękoma a Mraza na jakieś 3m od siebie.
 Mraz i Toca w tle.
światełka miał całkiem fajne, a my miejscówkę :-)
ja wim, że wszystkie podobne do siebie ;-)
Mega prześcieradło z literkami. albo i wielki ręcznie robiony banerek (widać, że ktoś włożył w to sporo czasu i serca) Polska reprezentacja na uchodźstwie dopisała, a jak! i nawet jestem podpisana ;-)
a tak to mniej więcej wyglądało zamontowane :-) Jajson widział i sie cieszył. Stwierdził nawet, że przyjedzie.
panowie techniczni mieli ręce pełne roboty. Strojenie gitar po każdej piosence, montowanie mikrofonów i tyyyysiąc innych rzeczy:P
Jason ma wczuwke. A ja mam dylemat, czy wczuwka przez u czy ó. bo niby u bo od czuć (wczuwa się) ale ó bo ówka. Sama nie wiem...
Pokoncertowy Jajson rozdaje autografy :->

Koncert miał miejsce miesiąc temu, ale coś długo zajmuje mi rozruch w tym roku i dlatego taka przerwa. Cała ta fotorelacja to oczywiście wina/sprawka Ani, siostry mej jedynej, która to Mraza lofcia miłością ślepą ;-)
Koncert fajny, ludzi sporo, ale mimo wszystko kameralnie. 3 h czekania przed wejściem i godzinka już pod sceną (zapamiętać - zawsze miej przy sobie coś do zjedzenia) i ileś tam koncertu. Wrażenia pozytywne :-)
Nigdy  bym nie przypuszczała, że jakieś licho wytarga mnie na koncert dalej niż Krotoszyn/Poznań. A tu popatrz - Ania. Wytargała mnie, Bogusia i Mateusza średnio zainteresowanych i dawaj, jedziemy. No i stało się bilety zamówione, 6h drogi do Pragi, krótkie zwiedzanie okolicy, zamawianie herbatki po czesku. Do tego próby komunikacji z ludźmi spotykanymi gdzieś po drodze. Jakaś babcia licząca nam po angielsku do 10, japończycy w kioskach spożywczych i pani w barze w Palac Akropolis która zastanawiała się, jak są po angielsku schody (a schody po czesku brzmią niemal identycznie jak po polsku :-D)
Czeski jest piękny. Absolutnie :-D
i hit wyjazdu 'vlejite mi prosim mix do dwutaktu'

Licencja(t) na zabijanie.

No Comments »

Licencja(t) na zabijanie.
projektami 'graficznymi' oczywiście jak na kulturoznawców przystało.
Chwila złapania natchnienia w przyszkolnym cmentarzu. Tzn bliskość cmentarza nie ma nic wspólnego ze szkołą. Po prostu on tam jest i ona tam jest. Ale nie wpływają na siebie znacząco, poza tym, że jak wszystkie ławki dookoła są zajęte to w przycmentarzowym parku są wolne.
Czas na metamorfozę.
Metamorfoza - completed.
Aga nadzoruje, czy wszystko idzie zgodnie z planem - idzie.
Ja pikole, zdałyśmy!
Olga postanowiła wykorzystać świeżo zdobytą licencje.
pamiątkowa 'focia' po wszystkim.
I biedna Karolina zestresowana jak nigdy. W sumie też by mnie nerwica brała, gdybym musiała wysłuchiwać szczebiotu wszystkich którzy weszli i zdali a sama mieć wszystko przed sobą.
Emocje powinny opaść, ale nie opadły, tylko nosiły nas pół metra nad ziemią (tzn kogo nosiły, tego nosiły. Mnie szarpało przed wejściem na egzamin, więc zdążyłam się już uspokoić:->)

dalszej części obrządku świątecznego pozwolę sobie nie publikować, dla dobra potomnych i w ogóle.
To był zabawny dzień. Z kupowaniem klapków przez pół godziny, wybieraniem kwiatów które lepsze, ruskimi szampanami, strzelaniem korkami, ojcem chrzestnym w Jarocinie i setką innych śmiesznych spraw.
Lubię lipiec.

No Comments »

W południe lata na krańcu świata...
***
***
***
na szybciora, mały spacerek fotograficzny.
Wrzesień idzie.
Praga idzie.
wszystko idzie. że tak sobie bezczelnie sparafrazuje Wielkiego Myśliciela.