Festiwal rzeźby z lodu w Poznaniu 2009
Time to tea. VIP catering.

Mała rzeźbka przełożona później na dużą.

a tu początek. Godzina krótko po 9 rano w sobotę.

Piły spalinowe poszły w ruch, posypał się śnieg, którego wcześniej na rynku próżno było szukać i się zaczęło białe szaleństwo!

A organizatorzy tak się bali o pogodę. Że będzie ciepło, że się stopią, że to, że tamto a okazuje się, że jak przypi* tzn przymroziło, to na ament. Nikogo straszyć nie mam zamiaru, ale u mnie na oknie jest -17... a czuć jakby było minus milion!;p

I taki sobie widok na połowę lodowych ekip.

A tu przy pracy można było podejrzeć ekipę z USA. Zwycięską :} Od samego początku full profeska.

Na naklejonym szkicu porobili wycięcia, które później dopracowali z iście zegarmistrzowską precyzją. Miło się patrzyło.

a to już widok z kibelka w szkole. Hehe, panowie na budowie całkiem sympatyczni, machali nam przyjaźnie i uśmiechali się do zdjęć :) Tutaj może tego nie widać, ale to gdzieś trzecie piętro tego nowopowstającego budynku. Fajnie było w początkowej facie. Te niekończące się kilometry zbrojeń i niesamowity widok z góry. I ten szum za oknem podczas wykładów z Komunikowania masowego. I ta latająca za oknem grucha, i wiertarki. Tak, szczególnie te wiertarki pamiętam z wykładu...

Wróćmy jednak na stary rynek gdzie dalej toczyło się rzeźbienie. Tamte zdjęcia są z godziny 9.30-10.30 te z okolic 16.-17. Tak akurat udało nam się spitolić z zajęć ;)

Widać znaczny postęp w pracach. Kolejny raz wspominany anioł pokoju.

Zdumiewające były technologie jakimi posługiwali się artyści dla uzyskania odpowiedniego efektu. Suszarki, żelazka, szmatki nasączone ciepłą wodą i inne takie.

dla uzyskania np takiego efektu.

Radość tworzenia. Grupa z Finlandii.

Ciężki sprzęt walał się gęsto. Piły, szlifierki, wiertarki, brzeszczoty i inne czary mary.

A ten pan uśnieżył się najbardziej widowiskowo :))

przyczajony.

Ręce do góry!

Łabądź. Tuż obok panów reporterów z Poznańskiej regionalnej, którzy to zastanawiali się czy kupią jeszcze pierniki przed emisją na żywo.

rybki z lodu na które polowały lodowe łabędzie.

Montowanie anioła. po udanej operacji wokół panów z USA rozległy się oklaski i wiwaty. Fajnie, takie kooperacja ludzi i artystów. Zresztą, czym byli by artyści bez widowni, która ich ogląda, wspiera, krytykuje, kształtuje?

Zostaje do dokończenia sukienka anioła napis i gołąbki :}

a Spiderman czeka na swoją ręke.

I wycinanie ażurowych wzorków w przeszło 5centymetrowym lodzie.
I teraz idźcie cwaniaki budować bałwana :>
A tak poważnie, to fajna dawka natchnienia i radości w tym dziwnym czasie, kiedy ze zdwojoną siłą wychodzi na wierzch analfabetyzm estetyczny i wszystko jest super. ekstra. łał, ale nijakie. W tej próbie bycia kimś stajemy się nijacy. Nie wiem, do czego teraz piję, do was, do siebie? do wszystkiego po trochu pewnie.
To był trudny weekend. Fajny, przyjemny, ale mimo wszystko trudny. Pełen niespełnionych zamierzeń, niezrealizowanych spotkań. Przegapionych okazji i tęsknoty. Tej ostatniej chyba najbardziej.
Bardziej, niż miesiąc, dwa temu.