Weekend w Studzionkach.
Widok na Tatry z Rusinowej Polany. Tego się nie da opisać. To trzeba zobaczyć.
Ach ach. Sie zachwycam ilekroć na nie patrze.
i pomysł na "śmiechowe" foto.
Rilax na Rusinowej. Stamtąd na dobrą sprawe możnaby nie schodzić w ogóle. Tylko leżeć i patrzeć...
Z Eweliną na tym samym kamieniu ;]
Chciałabym latać i w góry patrzeć latać!
Stop. Tu się pije.
Taki maluszek sobie kwitł na polanie.
I taki też :)
A tu już Zakopane... Nie widzi mi się zimowa stolica Polski. Przez 20 lat nie byłam tam ani razu, a tu w przeciągu 4 miesięcy aż dwa razy. Nie narzekam :D
I ten sam gościu co nad morzem tworzy takie dzieła.
I w Studzionkach. Kot-recydywista. Nie ma zęba, wiosną jest wyjątkowo wychudzony i przybiera taki rozbrajający kocio-cwaniaczy uśmiech.
Widok na granice wuja Józka. Tym razem niestety chmury przysłoniły nam widok na Tatry, ale sam fakt bycia w tym miejscu powodował jakąś wyjątkową lekkość w głowie.
Boję się dużych psów, bo odkąd pamiętam miałam tylko chomika, świnkę morską, później przez 9 lat Turbisia, królika mojego, który udzielał się razem ze mną na tym blogasku i rybki. Na duże psy reagowałam alergicznie i po prostu uciekałam. Ale. Ale Bari jest inny. Jest tam sympatyczny i wesoły, że się nie boje. Tu Bari próbuje upitolić mnie w kolano.
Portret Bariego. Lubi pozować :)
Dolina Ochotnicy o 9 rano. Niedziela. Zaraz ruszymy zdobyć Turbacz, najwyższy szczyt Gorców. Jakieś 3,5-4 godziny drogi stąd.
I jeszcze dom wuja Józka. To co go tam "pożera" to nic innego jak tylko chmura, która w błyskawicznym tempie pochłonęła całe Studzionki.
Krokus na trasie. Jak co roku wczesną wiosną, na każdym zboczu gór spośród śniegu i leniwie wychodzących traw w górę wystrzeliwują krokusy. Najprawdziwsze krokusy. Fioletowe łąki wyglądają niesamowicie. My spotkaliśmy krokusy dopiero za Kiczorą, przy wejściu na sam Turbacz, ale i tak wrażenie niesamowite.
Red, Green, Blue :} Taki standart mi odpowiada :)
I zaczął się spacer w chmurze. Fajnie :>
I schronisko. za jakieś 50 metrów. Widoczność niewielka, satysfakcja ze zdobytego szczytu - nie zapłacisz za nią kartą MasterCard :} Po odpoczynku i wyjściu ze schroniska okazało się, że chmura się oberwała i leje, że hej. Dobrą godzinę szliśmy w przepotwornym deszczu. Pomimo kurtki przeciwdeszczowej zmokły mi łokcie :> i z tej części podróży zdjęć nie będzie bo w trosce o sprzęt musieliśmy go schować w czapki, worki torby i inne takie :)
Ale za to po deszczu przywitały nas taaaaakie widoki... A nawet lepsze ;} Po drodze mijaliśmy przepiękny las. Rezerwat ścisły. Niestety było tam dosyć hm, stromo i ślisko, więc odpuściłam sobie jakiekolwiek próby robienia zdjęć, chociaż miejsce rewelacyjne. Całe zejście to był jeden wielki zjazd po glinie. Mnóstwo śmiechu i kwików po drodze, ale to w kolejnej notce, bo jeszcze troszkę mi tego zostało :D
a póki co cieszcie oczy tym co jest :)
część drugą obiecuje najpóźniej do jutra do północy, jeśli sie nie wyrobię proszę mnie zbluzgać za brak organizacji własnej :>

This entry was posted on poniedziałek, 24 maja 2010 and is filed under ,,,,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.